domingo, 20 de marzo de 2016

SAN SALVADOR.

Entramos a El Salvador vía Honduras, y enseguida emprendimos rumbo hacia la capital, San Salvador. Si bien lo primero que vi en ella fue un cadáver consecuencia de la violencia de maras que salpica fuertemente a la capital y al país, eso no me hizo dubitar de nuestro viaje a esta ciudad.
Aquí fuimos recibidos y alojados por nuestro entrañable amigo Wil, quien nos hospedo en la casa que comparte con su abuela y nos organizo en cierto modo, toda nuestra estancia en el país y la capital.
Wil , fue el motor de nuestras relaciones en San Salvador, presentándonos a sus amigos, que a su vez se convertían en los nuestros. 
Compartimos buenos momentos con la interesante familia Zavaleta, pero sobre todo disfrutamos de la compañía de Walter, "El Chele" Franz  y Romagoza con quienes compartimos tardes de música y cervezas o aventuras varias en la capital y lugares de alrededor.
Romagoza, nos regalo uno de sus días para recorrer los lugares mas emblemáticos de la capital, mientras nos narraba la historia de la ciudad y sus acontecimientos mas importantes.
Junto a Romagoza, visitamos la tumba de Monseñor Romero, el museo de los jesuitas asesinados, las principales plazas, muchas testigos de grandes eventos de la historia reciente y también nos fuimos a las alturas de la ciudad, para divisar su grandeza en el horizonte, después claro está, de haber comido unas de las mejores pupusas del país.
Otro de los días, lo pasamos junto a Francesca, quien muy amablemente nos enseño el museo de arte Marte y el museo Nacional de Antropología en lo que se convirtió en nuestro día cultural por la ciudad, en la que además disfrutamos de charlas interesantes y el sabor de un café salvadoreño.
No podremos olvidar tampoco cuando Walter y Franz nos llevaron a realizar nuestra primera cata de cafés, una experiencia gratificante e interesante y mas, si es acompañado de dos amigos que aman el café. La cata fue de cafés salvadoreños, en ese momento los mejores del mundo para mi, al estar compartiendo ese caluroso y aromático momento con ellos.
Y no puedo olvidarme de cada instante pasado con Wil, en los trasiegos de la casa , mientras comíamos o cenábamos compartiendo mantel con su padre, su abuela o amigos. No puedo olvidarme de los paseos junto a él al mercado cercano, a callejear mientras nos contaba alguna historia cuando íbamos en busca de pupusas o rumbo en busca de alguno de sus amigos. 
No puedo olvidarme de Veniero, sangre de revolución y alma de Mundo Nuevo, quien nos gratifico con su visita y su compañía.
San Salvador, fue una ciudad extremadamente hospitalaria, amigable y entrañable, llena de recuerdos, risas, sabores y aromas con nombre propio, el de todos aquellos que quisieron compartir con nosotros nuestro paso por esta ciudad ya emblemática para nosotros.
Gracias a todos amigos, por haber hecho de nuestra estadía aquí nuestra propia casa. 






Tumba Monseñor Romero.














Con Wil, Romagoza y El Chele Franz.



Cata de cafés.

La famosa cata de cafés con Walter y Franz.
Con Francesca.


Con la familia Zavaleta, Wil y su padre.

Con Wil y Veniero.
CON NUESTRO HERMANO WIL.
San Salvador. The place that always makes my heart beat faster and with gratitude! We met so many good people here and had the time of our lives.
Wil, a friend of a friend, who now is our friend, was our wonderful host. He took such a good care of us! We spent severa days in his house and had the opportunity to meet his grandma, dad and one of his sisters.
He organised our stay in his beautiful country perfectly and made us spend time with his good friends, who off course, are our friends now aswell:)
We did a big sightseeing trip around the city with Romagoza, who showed us around all the historical places, telling us stories from the countries past and nowadays political situation.  We saw the grave of the national hero Monseñor Oscar Romero, the archbishop who stood by the side of the poor and was actively opposing the violent government. 
We spent some time in the Museum of the Marytrs: Sala de los Martires at the University of Jose Simeon Cañas, where six jesuit scholars and two university workers got massacred by the government forces in 1989.
We entered the incredibly beautiful  El Rosario church, where, after a massacre on the Libert Square, manifestants against government found refuge, and 21 of the (at least) 86 killed people are buried.
We have learnt so much about the history of suffering and violence of this little country, but we also saw hope and a new beginning on the road towards the better.
We tried pupusas, we were stunned by the amazing views over the city. 
We tried the worlds best coffee- the coffee from El Salvador and even made a coffee tasting which was so much fun!
Together with Wil, Romagoza and two other wonderful people: Franz and Walter we made some wonderful trips, including a nigth trip to the beach in El Tunco!
Franz and Romagoza made a heart touching private concert for us, singing beautiful songs about El Salvador. 
Together with Francesca we went on a cultural sightseeing trip around the city. We were lucky to find the National Symphony doing their rehersals with open windows- which turned to be a private christmass concert for us:) We visited the modern art musem MARTE and the very compact, interesting and highly recommended Museo Nacional de Antropologia MUNA.
We spent lovely evenings playing cards with WIls, grandma, long breakfasts with firends like Veniero and christmas beers and pupusas with the Zavaleta family.
Yes... it was a wonderful visit, with so much fun and some pretty amazing people. Thank you all for making our stay in the beautiful San Salvador so memorable!

Na mysl stolicy Salwadoru, San Salwador, nasze sercza bija szybciej. Ta kilkudniowa wizyta naprawde mocno wryla sie nam w pamiec. Bylo mnostwo zwiedzania, duzo historii, kulinarne wycieczki, nocne wypady na plaze, mnostwo smiechu i przede wszystkim wspaniali ludzie.
Po raz kolejny okazalo sie, ze mamy niesamowita siec przyjaciol- nasz przyjaciel z Madrytu skontaktowal nas ze swoim przyjacielem z San Salwadoru. Wil natomiast przedstawil nas swoim przyjaciolom. Ta daaa... w ten sposob nasze grono wspanialych przyjaciol dorobilo sie kilku nowych, wspanialych czlonkow:)
Zatrzymalismy sie w domu Wila, ktory dzieli ze swoja dziewiecdziesiecioletnia, niezwykle dziarska babcia, ktora co wieczor ogrywala Hectora w karty:)
Co wieczor dzielilismy kolacje (lokalne pupusas lub nasze orientalne dziela) z rodzina Wila, jego tata, jedna z siostr oraz z przyjaciolmi.
Wil dokladnie zaplanowal nas czas w stolicy i znalazl nam swietnych przewodnikow.
Romagoza pokazal nam centrum oraz zabral w najwazniejsze historyczne miejsca. Odwiedzilismy grob blogoslawionego arcybiskupa Romero, ktory za swoja walke o prawa biednych i ucisnionych i sprzeciw wobec wojskowemu rezimowi oddal zycie
Bylismy na Uniwersytecie im Jose Simeona Canas, gdzie w miejscu masakry z 1989 roku znajduje sie muzeum. Oddzial wojska zabil tu z zimna krwia 6 jezuitow powiazanych z opozycja oraz dwie kobiety pracujace jako sprzataczki na uniwersytecie.
W kosciele El Rosario, architektoniczne cudo, skrywajace smutna historie. Po masakrze na pobliskim Placu Wolnosci, gdzie w manifestacji przeciwrzadowej zabito minimum 86 osob, schronili sie w kosciele pozostali opozycjonisci, ktorzy w malym wspolnym grobie pod posadzka kosciola pochowali 21 zabitych protestujacych.
Romagoza pokazal nam tez przepiekne widoki na cale miasto oraz zabral nas na najlepsze pupusas swiata, z (widokiem na stolice).
Francesca zabrala nas natomiast na kulturalny spacer po mkiescie. Niechcacy znalezlismy muzykow z Symfonii Narodowej, odbywajacych probe przy ptwartych oknach= swietna okazja na posluchanie muzyki oraz prywatny koncert;)
Muzeum sztuki nowoczesnej MARTE bylo nieduze ale bardzo roznorodne a ekspozycje podobaly sie nawet Hecotrowi:) Natomiast Narodowe Muzeum Antropolgiczne w skondensowany i bardzo ciekawy sposob opowiedzialy nam historie kraju.
Wraz z Wilem, Franzem i Romagoza wyruszylismy na szalona nocna wycieczke na plaze w El Tunco.
Franz i Romagoza spiewali i grali dla nas na gitarze piekne piosenki, przyblizajac muzykalna kulture swojej ojczyzny (= kolejny prywatny koncert ;)).
Walter i Franz zabrali nas na degustacje kawy- potwierdzic teraz mozemy, ze najlepsza kawa swiata to ta z Salwadoru, wspomnienie jej aromatu do tej pory przywoluje usmiech na naszych twarzach!
Z rodzina Zavaleta spedzalismy wieczory w parku i wspolne kolacje przy ciekawych rozmowach. Sniadanie z Veniero zamienilo sie w niesamowicie interesujaca polityczna dyskusje.
Tak wiele sie dzialo przez tak krotki czas. Usmiechy, muzyka, rozmowy, pupusas i historie powazne i mniej wazne. A my po raz kolejny zastanawiamy sie jak bedziemy kiedykolwiek w stanie odwdzieczyc sie za tyle dobra, ktore otrzymalismy!


No hay comentarios:

Publicar un comentario