Tras cruzar la frontera de México con Guatemala, en la zona de Tapachula y ver con nuestros ojos el horror de las deportaciones por parte de México de los centroamericanos que buscan el sueño del "gringo", conocimos a Didier con quien nos dirigimos hasta nuestra primera destinación Quetzaltenango, también conocida como Xela.
Aquí pasamos tres días adaptándonos a el nuevo país, degustando las nuevas comidas que se ofrecían o probando las nuevas cervezas que teníamos al alcance, mientras paseábamos por sus calles y plazas y tratábamos de organizar nuestro recorrido en Guatemala.
Didier, nos aconsejo sobre su país, sobre su cultura, sus comidas o que lugares debíamos visitar.
Además aprovechamos uno de los días en Xela para irnos a descubrir los alrededores haciendo autostop( nos llegó a coger la policía!) y pegarnos una buena caminata entre montañas, huertas y aguas termales.
Los nuevos paisajes me encantaban, los rostros de la gente me provocaban bondad y la sonrisa o curiosidad de los niños me hicieron apreciar mucho aquel lugar.
Guatemala nos daba la bienvenida, Guatemala nos invitaba de sopetón a descubrirla sin miramientos.¡Bienvenidos a Guatemala!
Quetzaltenango-Xela. Our first stop in Guatemala.
On our way from the border we met Didier, a Guatemalan with french roots. Together we rented the cheapest room we could find and enjoyed some looong walks around the city, listening to Didier introduce us to his country.
The city is not often present on the typical tourist maps of Guatemala. And actually, we don´t know why. Sure it´s huge, but the center is nice and the surroundings incredible! We went on a day discovery trip around the city, looking for the hot springs (there are many options) and finding beautiful landscapes of green fields, vegies and agriculture around the town of Almolonga. We even got a ride on the back of a police car:)
Quetzaltenango, znane takze jako Xela (czyt. czela), dla tych dla ktorych oficjalna nazwa za bardzo kojarzy sie z lamaczem jezyka;)
Nasz pierwszy przystanek w Gwatemali okazal sie byc dluzszy niz typowa chwila przejazdem. Xela rzadko znajduje sie na turystycznych szlakach, a szkoda, bo miasto jest calkiem przyjemne- i wytarczajaco interesujace aby zatrzymac sie tu na kilka dni. Oczywiscie, jest wielkie, co moze odstraszac, ale tego ogromu wcale sie tu nie odczuwa... no moze do czasu kiedy chce sie dokads dotrzec pieszo, a tubylcy na kazde pytanie o droge odpowiadaja ¨idzcie prooosto przed siebie¨... wtedy okazuje sie ze Xela pelna jest murow nie do przeskoczenia i szlakow, ktore nieuchronnie wioda noakolo...
Ale podobala nam sie Xela. Zwiedzilismy ja w swietnym towarzystwie- z poznanym w autobusie z granicy Didierem, Gwatemalczykiem o francuskich korzeniach, ktory przez tych kilka dni wprowadzil nas w historie i obyczaje kraju, opowiadajac tysiac anegdot i dopowiadajac na milion pytan.Samo centrum jest nowoczesne a kolonialne budynki odrestaurowane. Targowisk jest kilka, to glowne i to nieoficjalne czyli zlepek centralnie polozonych ulic, gdzie kupic mozna wszystko i nic.
Udalo nam sie tez wyrwac z miasta i pozwiedzac okolice. Zrobilismy sobie wycieczke, zaplanowana aby dotrzec w jedno miejsce, a zakonczona w zupelnie innym. Bo tak!
Mielismy jechac do jednej z okolicznych wiosek na folkowe targowisko, wobec braku transportu (bo sie pozno zrobilo...ekhem...) ruszylismy w strone goracych zrodel w okolicach miasteczka Almolonga. Zrodla zwiedzilismy od zewnatrz, zamiast tego zapuscilismy sie daleko w pole. Szachownica pol uprawnych pelnych zielonych warzyw tak pieknie nam majaczyla w dole doliny, ze ostatecznie postawilismy na agroturystyke z zielona zagryzka w postaci selera naciowego podarowanego nam przez z jednego z pracujacych w polu rolnikow:) A do Almolonga dotarlismy na stopa. Radiowozem. Na pace:) Pelen spontan:)
Aquí pasamos tres días adaptándonos a el nuevo país, degustando las nuevas comidas que se ofrecían o probando las nuevas cervezas que teníamos al alcance, mientras paseábamos por sus calles y plazas y tratábamos de organizar nuestro recorrido en Guatemala.
Didier, nos aconsejo sobre su país, sobre su cultura, sus comidas o que lugares debíamos visitar.
Además aprovechamos uno de los días en Xela para irnos a descubrir los alrededores haciendo autostop( nos llegó a coger la policía!) y pegarnos una buena caminata entre montañas, huertas y aguas termales.
Los nuevos paisajes me encantaban, los rostros de la gente me provocaban bondad y la sonrisa o curiosidad de los niños me hicieron apreciar mucho aquel lugar.
Guatemala nos daba la bienvenida, Guatemala nos invitaba de sopetón a descubrirla sin miramientos.¡Bienvenidos a Guatemala!
Quetzaltenango-Xela. Our first stop in Guatemala.
On our way from the border we met Didier, a Guatemalan with french roots. Together we rented the cheapest room we could find and enjoyed some looong walks around the city, listening to Didier introduce us to his country.
The city is not often present on the typical tourist maps of Guatemala. And actually, we don´t know why. Sure it´s huge, but the center is nice and the surroundings incredible! We went on a day discovery trip around the city, looking for the hot springs (there are many options) and finding beautiful landscapes of green fields, vegies and agriculture around the town of Almolonga. We even got a ride on the back of a police car:)
Quetzaltenango, znane takze jako Xela (czyt. czela), dla tych dla ktorych oficjalna nazwa za bardzo kojarzy sie z lamaczem jezyka;)
Nasz pierwszy przystanek w Gwatemali okazal sie byc dluzszy niz typowa chwila przejazdem. Xela rzadko znajduje sie na turystycznych szlakach, a szkoda, bo miasto jest calkiem przyjemne- i wytarczajaco interesujace aby zatrzymac sie tu na kilka dni. Oczywiscie, jest wielkie, co moze odstraszac, ale tego ogromu wcale sie tu nie odczuwa... no moze do czasu kiedy chce sie dokads dotrzec pieszo, a tubylcy na kazde pytanie o droge odpowiadaja ¨idzcie prooosto przed siebie¨... wtedy okazuje sie ze Xela pelna jest murow nie do przeskoczenia i szlakow, ktore nieuchronnie wioda noakolo...
Ale podobala nam sie Xela. Zwiedzilismy ja w swietnym towarzystwie- z poznanym w autobusie z granicy Didierem, Gwatemalczykiem o francuskich korzeniach, ktory przez tych kilka dni wprowadzil nas w historie i obyczaje kraju, opowiadajac tysiac anegdot i dopowiadajac na milion pytan.Samo centrum jest nowoczesne a kolonialne budynki odrestaurowane. Targowisk jest kilka, to glowne i to nieoficjalne czyli zlepek centralnie polozonych ulic, gdzie kupic mozna wszystko i nic.
Udalo nam sie tez wyrwac z miasta i pozwiedzac okolice. Zrobilismy sobie wycieczke, zaplanowana aby dotrzec w jedno miejsce, a zakonczona w zupelnie innym. Bo tak!
Mielismy jechac do jednej z okolicznych wiosek na folkowe targowisko, wobec braku transportu (bo sie pozno zrobilo...ekhem...) ruszylismy w strone goracych zrodel w okolicach miasteczka Almolonga. Zrodla zwiedzilismy od zewnatrz, zamiast tego zapuscilismy sie daleko w pole. Szachownica pol uprawnych pelnych zielonych warzyw tak pieknie nam majaczyla w dole doliny, ze ostatecznie postawilismy na agroturystyke z zielona zagryzka w postaci selera naciowego podarowanego nam przez z jednego z pracujacych w polu rolnikow:) A do Almolonga dotarlismy na stopa. Radiowozem. Na pace:) Pelen spontan:)
No hay comentarios:
Publicar un comentario