jueves, 22 de octubre de 2015

6500 KM EN AUTOSTOP EN CANADA, VANCOUVER - MONTREAL


Una de las aventuras mas flipantes de nuestras vidas ha sido sin duda atravesar el segundo país mas grande del Planeta, Canada, desde Vancouver hasta Montreal en autostop.
Durante 50 días nuestras vidas se llenaron de anécdotas, generosidad, ayuda, hospitalidad y nuevos amigos.
Durante nuestro periplo, en el que fuimos disfrutando de las destinaciones e incluso de trabajar por una temporada en Pecticton, fuimos ayudados por 45 COCHES Y/CAMIONES Hasta que pudimos llegar a Montreal.
6500 KM parecieran imposibles, pero la mente y el esfuerzo por lograr el objetivo fueron mas fuertes. En cada kilómetro fuimos felices, la amabilidad de la gente para cogernos y ayudarnos en nuestra aventura nos llenaba de vida, las horas y horas apostados en los bordes de las mas diversas carreteras nos hicieron mas fuertes y alegres, la paciencia se convirtió en compañera y la alegría al ver cada coche o camión pararse fue indescriptible. 
Atravesar un país como este de tan diversos paisajes fue un sueño hecho ya realidad, nunca olvidare cada cara que nos ayudo, nunca olvidare que esas personas, con su oferta de amabilidad nos dieron un regalo para toda la vida, el de creer que todo sigue siendo posible, sólo hay que tener TIEMPO.
Gracias a cada uno de vosotros, verdaderos artífices de este viaje, entre todos hemos conseguido seguir viajando de distintas maneras.
Aquí el periplo:
Vancouver-Nanaiamo
Nanaimo-Victoria
Victoria - Tofino
Tofino- Vancouver
Vancouver- Skawamus chief.
Skawamus chief(Squamish)- Whistler
Whistler-Kelowna
Kelowna-Pecticton
Pecticton-Banff
Banff- Lake Louise
Lake Louise- Jasper
Jasper- Edmonton
Edmonton- Payton
Payton- Saskatoon
Saskatoon- Winnipeg
Winnipeg- Reserva India Rocky Bay
Rocky Bay- Reserva India Pays Plat
Reserva India Pays Plat- Sault Saint Marie.
Sault Saint Marie- Ottawa
Ottawa- Montreal

¡Nos vemos en las carreteras!

















I don't even know how we got the idea to cross Canada by hitchhiking. I mean- we have been hitch hiking on this trip before... but it somehow came to us naturally, like: Hey, Canada is world's second biggest country? Well let's hitchhike across:)
And it was the best decision ever. Adventure inside of the great adventure. We met so many good, interesting people and their life stories about beating cancers, running thriatlons, planting trees, emigration, families and adoptive children, travels, history and nature. We have learnt a whole lot and saw soooo sooo much.
There are so many new anegdotes to tell after the 6500 km we have crossed and the 45 cars we have stopped. We've made amazing memories and some good friends.
Off course there were days when we thought we got stuck forever (5h to get out of Edmonton!), but most of it was just a good experience- one of the best in our lifes.

Nawet nie wiem jak narodził się pomysł, aby całą Kanadę przejechać na stopa. Oczywiście, kwestia oszczędności była tu ważna, ale przede wszystkim zaważył jednak fakt, że Kanada to drugie co do wielkości państwo świata. To brzmi jak wyzwanie, prawda? Rękawica rzucona- zadanie wykonane- 6500km i 45 samochodów później muszę stwierdzić, że pomysł był rewelacyjny a wykonanie cudowną przygodą. 
Nie zawsze było różowo- kilka razy myśleliśmy, że wrośniemy w asfalt czekając na okazję (5 godzin w Edmonton to rekord), ale większość podróży upłynęła łatwo, szybko i przyjemnie.
Mieliśmy ogromne szczęście do kierowców. Historie które usłyszeliśmy i sytuacje, które im towarzyszyły to tematy to tysiąca nowych opowieści. Poznaliśmy tak wielu cudownych ludzi, którzy zaufali nam na tyle, że oferowali nam noclegi, zapraszali na obiady. Część z nich zabierała autostopowiczów po raz pierwszy- a wszyscy przekonywali nas, że nie po raz ostatni. 
Wysłuchaliśmy wiele życiowych historii- o walce z rakiem, bezrobociu, przymusowej emigracji, szkołach Rezydencjalnych, adopcjach niekompletnych rodzinach. Dowiedzieliśmy się wielu nowych rzeczy z różnych dziedzin- od triatlonów po sadzenie drzew. Sporo się śmialiśmy. Zwiedzaliśmy.
Przede wszystkim jednak- było to jedno z najlepszych przeżyć! No i nie lada osiągnięcie, no nie?

LAS CATARATAS DEL NIAGARA

¡Quien me iba decir a mi que hasta llegaríamos a las famosas cataratas del Niagara!.
Esta aventura es otra muestra mas de que no hay destino inalcanzable, de que el viaje puede llevarte a cualquier parte y de que podemos hacer los mapas tan pequeños como queramos.
Estando en Toronto aprovechamos literalmente el último día para ir a las famosas cataratas que separan Canadá de los vecinos Estados Unidos de Norte América.
Lo mas sencillo para ir hasta allá, fue meternos en bus que los chinos de chinatown tienen para llevar gente a los casinos que se agolpan en el entorno de las cataratas y la frontera, un pequeño truco para ahorrar dinero y disfrutar el día.
Las cataratas del Niagara me impactaron mas de lo que un principio supuse, la fuerza del agua, la belleza del entorno y la brisa húmeda del agua en el aire provocaron en nosotros sonrisas cómplices, sonrisas de niños que contemplan algo mágico.
El agua trascurre hasta este punto engañada, para caer precipitadamente de una forma brusca y monstruosa, para crear un paisaje indomable, para crear instantes únicos, irrepetibles. El agua abandona ese lugar de distintas formas, a través del río siguiendo su cauce hacía quien sabe si nuevas emboscadas o de una forma mas sutil, elevándose en el aire para ir a parar a la cara de quienes la contemplan, en forma de brisa húmeda y llena de vida. Las dos opciones son honestas, pero solo esa que te salpica la cara, que te moja es la autentica prueba de que un día estuviste allí, esperando el engaño de las aguas, mirando la caída a los abismos de esa vida caudalosa...


















I prepared myslef very well mentally before visiting Niagara Falls. It's going to be crowded, less impressive than I imagined and totally not worth seeing. I was right about the crowds, and only about them. It was so much worth taking the tour to the Falls (with a chinese bus company that actually takes you to the casinos:)). The Falls are much much bigger than I imagined- the boats sailing in the bottom look like toys. The sound the falling water makes is insane and the whole view can actually be enjoyed without noticing all the people behind your back.... And really... the pics don't do this beauty justice!
And after visiting the Falls we wen't on a quick tour around the casinos alongside Xaviera, another CS, who joined us on this trip:)

Na naszą wycieczkę do Wodospadu Niagara jechałam z odpowiednim psychicznym natawieniem: wydajemy kasę na kolejną katalogową turystyczną atrakcję zbyt zatłoczoną, wcale nie tak ciekawą, jak ją malują i w ogóle nie wartą naszego czasu. Na szczęście udało nam się znaleźć tanią (stosunkowo) opcję- czyli autobus z Chinatown, który zabiera graczy do kasyn w Niagara Falls. 

Po az kolejny to, co zobaczyliśmy nas zaskoczyło- okazało się, że żadne zdjęcie ani film o wodospadzie nie są w stanie oddać prawdziwych rozmiarów Niagara ani jego piękna. Pływające u stóp wodospadu łodzie wydawały się być zrobionymi z lego miniaturkami. Huk spadającej wody jest nie do opisania. Nad wodospadem unosi się olbrzymia chmura pary. Nawet tłumy turystów (jedyne, co mnie nie zaskoczyło) nie są tutaj przeszkodą- można się do nich odwrócić plecami (czyli po prostu na nich wypiąć) i dać się zahipnotyzować hektolitrom spadającej wody.
A jak się znudzi wodospad- zawsze można zajrzeć do licznych kasyn- w ramach zbierania informacji o społeczeństwie oczywiście:)

TORONTO.

Toronto es la capital de Ontario, y una de las mas inquietas ciudades de Canada y Norte América. Está situada a la orilla del lago Ontario, y esta urbe, que es la capital económica de Canada aporta muchas cosas a quien la visita.
Aquí aparecimos para decir adiós a casi dos meses en Canada, para decir adiós a una aventura alucinante, pero para seguir disfrutando de descubrir nuevos lugares y nuevas amistades.
Fue aquí donde conocimos a Winnie, quien nos ayudo a guardar nuestras mochilas, a conocer las zonas con mas jugo de la ciudad. Fue aquí también donde Brent nos abrió su apartamento en un piso 24 para alojarnos vía couchsurfing y fue aquí también donde nuestros pasos recorrieron por ultima vez tierra canadiense.
Toronto es un lugar especial, único, si por un lado es una potente ciudad financiera, por otro lado es la ciudad con mas inmigrantes del planeta, mas de la mitad de sus casi tres millones de habitantes no ha nacido en Canada.
Por tanto Toronto tiene esa chispa multicultural, multiracial que ha enriquecido si duda la vida en esta ciudad. 
Aquí en Toronto, brindamos con nuestros amigos por el fin de un viaje largo y apasionante, pero sobre todo por poder seguir recorriendo el Mundo hasta que podamos.....




























We didn't expect much from Toronto... I mean how can you after Montreal? But Toronto suprised us- in a very positive way. Just at the arrival we met Winnie, who invited us to leave our luggage at her place while we were waiting for our CS host to come back home.
We cooked together and she showed us around Kensington Market and, the part of city that really amazed us- artsy, multi culti and alternative. We loved it and loved Winnie as our tourguide and a new friend.
Later we stayed with Brent, who lives near to Church St., Toronto's Gay District. Colorfull and fun.
The whole stay in Toronto was a lot of fun- walking around between high buildings can be actually quite nice:)

Po Toronto nie spodziewaliśmy się wiele. Ot, wielkie miasto, które z Montrealem mierzyć się nie może- może i nie, ale jest tu naprawdę ciekawie:)
Wizytę rozpoczęliśmy poznając przypadkowo Winnie, która po 30 sekundach znajomości zaproponowała żebyśmy zostawili bagaże u niej (a nawet zostali na noc lub nocy kilka!). Z propozycji skorzystaliśmy z radością, bo nasz host CS w domu miał być dopiero wieczorem. W domu Winnie ugotowaliśmy wspólnymi siłami pyszny obiad po czym ruszyliśmy na podbój miasta, zaczynając od naszej ulubionej części, Kensington Market, po której zawodowo oprowadziła nas Winnie. Kensington to dzielnica młodych, artystów i ludzi alternatywnych (pod każdym względem).
Nocleg z widokiem na światła miasta mieliśmy u CS Brenta, który mieszka w pobliżu kolorowej dzielnicy LGBT, w samym centrum Toronto. Stąd codziennie wyruszaliśmy aby zgubić się (choć zgubić się niedosłownie jest trudno...) w tej gigantycznej miejskiej dżungli. Okazało się też, że spacery między drapaczami chmur też mogą być ciekawe.