jueves, 31 de marzo de 2016

GRANADA(NICARAGUA). NOCHE VIEJA 2015-2016.

Este fascinante 2015 llegaba a su fin para nosotros en Granada , rodeados de amigos y diversión.
Durante los últimos dos días hacía en mi mente una recapitulación de todo lo vivido en el 2015, mientras seguíamos nuestro periplo alrededor del Mundo o a quien sabe dónde.
Recordé con pasión que empezamos el año en Timor Este, que después pasamos 6 meses fascinantes viviendo el sueño australiano, que cumplimos los sueños de ver horizontes en Nueva Zelanda y Tasmania, que nos dejamos llevar por la magia en Japón y Taiwan y que de pronto como un torbellino aterrizábamos en el continente americano. Sigo perplejo por haber podido atravesar Canadá en autostop de cabo a rabo demoliendo 6500km en puro espectáculo de generosidad y que de pronto nos encontrábamos en Centroamérica saboreando la vida en colores y aromas ancestrales en México, Belice, Guatemala, Honduras, El Salvador y Nicaragua.
El 2015 se despedía sin alardes, mas bien nos daba un empujón a seguir creyendo que todo es posible y que podremos seguir descubriendo nuevas amistades y lugares recónditos junto a su hermano 2016.
Y entonces rodeados de amigos, viajeros todos ellos, nos echamos a las calles, esas calles que nos ven recorrer el Mundo día a día para dar las gracias al 2015 por tamaños regalos y para conocer sin tapujos ni caretas a ese nuevo cómplice con fecha de caducidad que es el 2016.
Bailamos, tomamos los caldos que los primos de Baco fermentan en estas latitudes, nos abrazamos unos a otros y sonreímos a una noche de cambios de calendario. 
Granada además nos obsequiaba con música en las calles y su tradicional manera de despedir el año, quemando una muñeca llamada la española y mozos corretando las calles bajo estructuras en forma de toros incendiarias , mientras las risas, los brindis y los bailes les eran fraternales.
Fueron divertidas aquellas dos últimas noches en Granada, presagio natural de lo que nos espera en este 2016 al que nos atrevemos a atarnos para seguir caminando, hasta donde las ganas, las ilusiones y las fuerzas nos acompañen.
¡FELIZ 2016!¡ QUE SIGA LA FIESTA DEL VIAJE!.























It was an amazing ending for a crazy, beautiful year and we had the pleasure to spend it surrounded by new and old friends in Granada. The international evening began with a dinner at the hostel and then we all went to have fun with the locals on the streets of old town. The tradition is to stay with whole families outside their hoses. People just set outside all the chairs and sometimes even couches, and listen to the music and watch others passing by and dance, sometimes joining in. At midnight starts, what most would call firefighters nightmare:) In the middle of the street a puppuet that symbolises the Spanish colonizer is filled with firecrackers and then blown away in the air at midnight (or ten minutes sooner, like it happened on this special night). Afterwards young boys run around with burning papar bulls above their heads, spilling sparkles and firecrackers behind them.

W Granadzie zakonczylismy kolejny cudowny, szalony rok- w miedzynarodowym towarzystwie starych i nowych przyjaciol. Zaczelo sie ok wspolnej kolacji w hostelu. Pozniej dolaczylismy do tlumow na ulicach, gdzie we wspolnej zabawie mieszali sie turysci i lokalni mieszkancy.
Tradycja nakazuje, aby przed swym domem wystawic wszystkie meble, ktore moga posluzyc do siedzenia. Cale rodziny wygodnie siedza wiec caly wieczor na byjanych fotelach i kanapach wyniesionych z salonow, ogladajac noworoczne szalenstwo, a czasem sie do niego przylaczajac. Noworoczne obchody w Granadzie to koszmar strazaka. O polnocy (lub 10 min wczesniej... jesli mistrzowi ceremo nii zabraknie cierpliwosci) na srodku ulicy podpala sie gigantyczna kukle sybolizujaca hiszpanskiego kolonizatora. Kukla, pewnie na znak milosci do Hiszpanow, wypelniona jest po uszy petardami i fajerwerkami. Ten huczna tradycja na poczatek nowego roku przeradza sie nastepnie w wyscigi bykow. Niedoslownie. Mlodzi chlopcy i kawalerowie podpalaja zrobione z papieru i lekkiego drewna byki, ktore biegnac ulica, trzymaja ponad glowami. Oczywiscie te papierowe byski sa udoskonalane porzadna porcja zimnych ogni i fajerwerkow, z ktorych iskry ciagna sie za bykami podpalajac tu i uwdzie wystawione na ulice kanapy i eleganckie sukienki wlascicielek owych kanap tudziez ich pieczolowicie upiete i wylakierowane wlosy.  No coz... byla to noc wesola i pelna wrazen:)

GRANADA, LA GRAN SULTANA O LA PARÍS DE AMÉRICA.

La París de América o La Gran Sultana no es otra que la Granada nicaragüense, fundada en 1524 y siendo la mas antigua de Nicaragua a ojos de la conquista.
Fundamentalmente esta ciudad es visitada por su historia y por la belleza pintoresca que le otorgan su arquitectura colonial y neoclásica, que hacen que uno se pierda entre colores, fachadas, voces y olores.
Digamos que el punto de partida de la visita a esta ciudad es su centro natural, el Parque Colón que no es otra que su antigua plaza de armas. Alrededor de este parque nacen todas las calles, se vigilan entre si la majestuosa Catedral y el Palacio Episcopal y uno debe decidirse si ir a perderse en la calle Calzada, donde se agolpan los bares o restaurantes , o si por el contrario uno decide irse a encontrar la calma al muelle o a encontrar la algarabía hacía el mercado.
En cualquier caso, esta ciudad esconde una belleza que de día se vuelve calma y presumida y que de noche se vuelve bulliciosa y ruidosa.
Granada, ofrece descanso, paseos taciturnos, comidas vigorosas( como el vigorón, de yuca y chicharrones), olor a lago, curiosidad y ajetreo y te lleva sin remedio a alguna noche loca, donde embriagarse entre los amigos es obligación.




vigoron


somos cuatro:)



























Granada, La Gran Sultana. This big city at the shores of Nicaragua lake stole our hearts (and, unfortunately, some of our friends´ belongings...) It  was named after the spanish Granada- the last moorish city to be defeated by the catholic Queen Isabel.
The historical character of Granada is still very present in the old town. The streets are long rows of small, colourfull colonial houses. Green squares and big churches are the witnesses of the great, passed, times. 
We came here twice, each time staying for several days, always in the same hostel- Bearded Monkey, where we met with some old friends like Kasia, the spanish guys (Juan Carlos, Julio and Manue ) and the french couple (Didi and Clem) who we knew from Utila, Brian, Domingo and Lena from Leon... and where we made some new friends like the US/Mexican Alicia or SOMOS DOS heroes Asia and Gaja.
We have found our favorite vigoron place at the main square (boiled yuca+cabbage salad+spicy pico de gallo+ chicharon...if you eat meat!). We had our daily walking routes, our favourite billard bar and we knew the cheapest veggie stands at the local market. 

Granada, polozona na jeziorem Nicaragua, nosi imie na czesc hiszpanskiej Granady, ostatniego arabskiego miasta Hiszpanii. 
Od zawsze Granada konkuorwala z Leon o miano stolicy, najwiekszego czy najpiekniejszego miasta... W przeciwienstiwe do rewolucyjnego, lewicowego Leon, Granada zawsze byla ostoja konserwatystow. 
Przepiekna Granada skradla nasze serca (a wiekszosci naszych znajomych skradla tez niektore wartosciowe przedmioty... niestety, kradzieze sa tu na porzadku dziennym- w naszym bezposrednim otoczeniu doszlo do pieciu- od kieszonkowcow na rowerach kradnacych kindle telefony i torebki az po wlamanie do zaparkowanego tuz pod oknem hostelu samochodu ).
Spedzilismy tu mimo wszystko sporo czasu, a nawet wrocilismy po wiecej- po kilku dniach nieobecnosci zatesknilo sie nam za naszymi ulubionymi uliczkami, rowno wybudowanymi malymi, kolorowymi kolonialnymi domami. Granada pelna jest zielonych placow i skwerow, z fontannami i tysiacami golebi dokarmianymi przez lokalnych staruszkow i dzieci. Koscielne wieze kroluja nad miastem, dajac widoki na okolice, oczywiscie za odpowiednia odplata. Dorozkarze nie daja przechodzacym turystom spokoju, namawiajac na przejazdzke w rytm kopyt koni zmeczonych staniem caly dzien w okropym upale glownego placu miasta. 
Nie znudzily nam sie codzienne obiady w lisciach banana- vigoron to typowe danie z tej okolicy (choc dostepne tez w innych czesciach kontynentu), sklada sie z gotowanej juki, salatki z kapusty polanej ostrym 'sosem' z plywajacych w occie cebuli, chile, czosnku i swiezych aromatycznych ziol z kolendra na czele.
Jak zwykle jednak to miejsce zapadlo w nasza pamiec dzieki ludziom. Nasz pobyt w Granadzie by niesamowicie bogaty w spotkania- zarowno ze starymi znajomymi, jak i z nowymi ciekawymi osobami. Do Granady przyjechalismy z Lena i Domingo, dolaczyla do nas Kasia, Brian poznany w Leon oraz Hiszpanie i Francuzi poznani na Utili. W hostelu spotkalismy Amerykanke meksykanskiego pochodzenia- Alicie. Okazalo sie tez, ze Granada przyciaga Polki... oprocz Kasi w naszym hostelu zjawila sie mieszkajaca na stale w Kanadzie Agata, a polskiego folkloru dodaly nam dziewczyny z SOMOS DOS, bo mielismy wielkie szczescie skrzyzowac nasze drogi z Asia i Gaja wlasnie w Granadzie.