Fue una bonita aventura llegar hasta Livingston, en el departamento de Izabal. A este enclave solo se puede acceder vía marítima o por río,(el Río Dulce)y nosotros nos aventuramos en barca desde Puerto Cabezas, el mas importante puerto de la zona Atlántica/Caribe de Guatemala.
Livingston, es una poblacioón hermosa, sitiada por agua y selva y habitada en su mayoría por la etnia Garifuna (ya hablare en el siguiente post de ellos) y algunos nativos indígenas guatemaltecos venidos a buscarse la vida.
La tranquilidad de este lugar, la amabilidad de la gente, la excelente gastronomía y la compañía , nos hicieron permanecer en este lugar casi una semana.
Disfrutamos de las celebraciones del Día del Garifuna, de paseos por la costa y caminos boscosos, de perdernos entre las calles de la población y sobre todo degustar las comidas callejeras.
Amanecer entre el sonido de los pájaros, el verde selvático y el relax de sentirnos aislados del Mundo fue el tesoro que Livingston y los Garifuna nos dieron.
Livingston is a small town at the carribean coast, reacheable only by boat on the Rio Dulce river. The town is pretty with it´s wooden colonial buildings in colours of the rainbow, but it is most of all interesting because of it´s ethnical diversity. If you were convinced- and most of people are, that Guatemala is all about maya-indians and mestizos, then Livingston would be a big surprize! Most of the inhabitants are Garifuna, followed by Afro-Caribbean and Ladino and Maya. So forget the tortillas, here it´s all about rice and beans (with coconut!) and fry jacks!
We stayed at African Palace, a lovely and cheap place built like an arabic style palace. We had enough time to make friends here and go for longer walks around the town exploring the food stalls and the beaches, which weren´t the caribean wonders you would have expected...
But we loved our Livingston, both during it´s festive days and in the calm after.
Livingston to male miasteczko na wybrzezu karaibskim. Dotrzec tu mozna wylacznie lodzia (a do samej lodzi prowadzi calodzienna podroz autobusem z centrum kraju, lub dwudniowa, jesli komus do glowy przyjdzie zjezdzac z Flores) plynaca po Rio Dulce.
Calkiem przyjemne jest to miasteczko, dwie glowne krzyzujace sie ulice i jedna prowadzaca wzdluz portu. Oprocz tego setki malych uliczek. Wszedzie drewniane kolonialne domy w pastelowych odcieniach teczy. ALe to, co najbardziej fascynuje w Livingston, to roznorodnosc etniczna.
Jesli po Gwatemali spodziewaliscie sie wylacznie latynoskiej duszy i krwi Majow, to byliscie w bledzie.
Podobnie jak reszta wybrzeza Ameryki Centralnej od strony Morza Karaibskiego, Livingston zasiedlone jest przede wszystkim przez ludnosc Afro-Karaibska, a przede wszystkim przez Garifuna. Ale sa tez oczywiscie Ladinos oraz Majowie. Zapomnijcie wiec o tortillach, Livingston zyje ryzem z fasolka (z kokosem) i fry jacks, czyli smazonym chlebem.
Zatrzymalismy sie w African Palace, miejscu tanim i sympatycznym, ale architektonicznie wyrwanym z kontekstu, bo stylizowanym na arabski palac rodem z tysiaca i jednej nocy. Zostalismy tu kilka dni, codziennie przedluzajac pobyt, mielismy wiec czas na zawarcie przyjazni, dluzsze spacery i rozgladniecie sie po okolicy. Nawet na plaze dotarlismy, choc daleko im bylo do rajskiego klimatu Karaibow. Smieci sa tutaj jednak nie tylko (choc w duzej mierze) niechlubna zasluga mieszkancow, przynosi je takze przyplyw i oceaniczne prady z innych miejsc.
Ale nawet nie nadajace sie do kapieli plaze nie mogly nam obrzydzic Livingston. To miejsce jest urocze, zarowno w czasie lokalnej imprezy jak i w ciszy po niej a ludzie sa przesympatyczni.
Livingston, es una poblacioón hermosa, sitiada por agua y selva y habitada en su mayoría por la etnia Garifuna (ya hablare en el siguiente post de ellos) y algunos nativos indígenas guatemaltecos venidos a buscarse la vida.
La tranquilidad de este lugar, la amabilidad de la gente, la excelente gastronomía y la compañía , nos hicieron permanecer en este lugar casi una semana.
Disfrutamos de las celebraciones del Día del Garifuna, de paseos por la costa y caminos boscosos, de perdernos entre las calles de la población y sobre todo degustar las comidas callejeras.
Amanecer entre el sonido de los pájaros, el verde selvático y el relax de sentirnos aislados del Mundo fue el tesoro que Livingston y los Garifuna nos dieron.
Livingston is a small town at the carribean coast, reacheable only by boat on the Rio Dulce river. The town is pretty with it´s wooden colonial buildings in colours of the rainbow, but it is most of all interesting because of it´s ethnical diversity. If you were convinced- and most of people are, that Guatemala is all about maya-indians and mestizos, then Livingston would be a big surprize! Most of the inhabitants are Garifuna, followed by Afro-Caribbean and Ladino and Maya. So forget the tortillas, here it´s all about rice and beans (with coconut!) and fry jacks!
We stayed at African Palace, a lovely and cheap place built like an arabic style palace. We had enough time to make friends here and go for longer walks around the town exploring the food stalls and the beaches, which weren´t the caribean wonders you would have expected...
But we loved our Livingston, both during it´s festive days and in the calm after.
Livingston to male miasteczko na wybrzezu karaibskim. Dotrzec tu mozna wylacznie lodzia (a do samej lodzi prowadzi calodzienna podroz autobusem z centrum kraju, lub dwudniowa, jesli komus do glowy przyjdzie zjezdzac z Flores) plynaca po Rio Dulce.
Calkiem przyjemne jest to miasteczko, dwie glowne krzyzujace sie ulice i jedna prowadzaca wzdluz portu. Oprocz tego setki malych uliczek. Wszedzie drewniane kolonialne domy w pastelowych odcieniach teczy. ALe to, co najbardziej fascynuje w Livingston, to roznorodnosc etniczna.
Jesli po Gwatemali spodziewaliscie sie wylacznie latynoskiej duszy i krwi Majow, to byliscie w bledzie.
Podobnie jak reszta wybrzeza Ameryki Centralnej od strony Morza Karaibskiego, Livingston zasiedlone jest przede wszystkim przez ludnosc Afro-Karaibska, a przede wszystkim przez Garifuna. Ale sa tez oczywiscie Ladinos oraz Majowie. Zapomnijcie wiec o tortillach, Livingston zyje ryzem z fasolka (z kokosem) i fry jacks, czyli smazonym chlebem.
Zatrzymalismy sie w African Palace, miejscu tanim i sympatycznym, ale architektonicznie wyrwanym z kontekstu, bo stylizowanym na arabski palac rodem z tysiaca i jednej nocy. Zostalismy tu kilka dni, codziennie przedluzajac pobyt, mielismy wiec czas na zawarcie przyjazni, dluzsze spacery i rozgladniecie sie po okolicy. Nawet na plaze dotarlismy, choc daleko im bylo do rajskiego klimatu Karaibow. Smieci sa tutaj jednak nie tylko (choc w duzej mierze) niechlubna zasluga mieszkancow, przynosi je takze przyplyw i oceaniczne prady z innych miejsc.
Ale nawet nie nadajace sie do kapieli plaze nie mogly nam obrzydzic Livingston. To miejsce jest urocze, zarowno w czasie lokalnej imprezy jak i w ciszy po niej a ludzie sa przesympatyczni.
No hay comentarios:
Publicar un comentario