lunes, 21 de agosto de 2017

NIEUW NICKERIE, PRIMERA PARADA EN SURINAM.



Tras 3 semanas en Guyana, en donde debí esperar a que la embajada de Surinam decidiera si me concedía o no el visado de entrada en su territorio por considerar que me quedaba poco espacio en mi pasaporte. El final, fue justo, y me lo concedieron, para que así pudiéramos seguir con nuestro periplo por esta parte del Mundo.
En cualquier caso, desde Guyana debimos abordar un ferry que nos llevara a Surinam. Este ferry que tardo apenas una hora nos dejo en un nuevo destino, un nuevo país del que aprender y descubrir..
El mismo capitán del ferry se ofreció a llevarnos a la primera ciudad con relevancia a varios kilómetros del puerto, Niuew Nickerie, Decidimos quedarnos una noche y poder así contemplar las bondades que pudiera ofrecernos esta ciudad, la segunda en importancia de Suriname.
Las casas de arquitectura holandesa, los canales, el mercado y el mestizaje de este país nos daban una idea de lo que podríamos encontrar en Surinam.
Si ya la arquitectura, los letreros en holandés y los canales nos desubicaban un poco, el mestizaje entre distintas comunidades que conviven en este territorio nos aportó alegría.
Aquí conviven criollos africanos descendientes de la esclavitud, holandeses arribados en periodo colonial, indígenas nativos(amerindios), indostanes e indonesios de Java arribados como mano de obra en épocas de la colonia.Todas estas comunidades forman un amalgama espectacular, con sus gastronomías, religiones y costumbres.
Niuew Nickerie, situada a orillas del río con el mismo nombre y frente a las costas del océano Atlántico fue nuestra puerta de entrada para disfrutar de este nuevo territorio.



 













the most liveliest kid on the planet and our bus trip friend, who made sure we didn´t fall asleep





I´ve got the feeling that there is a competition between Guyana and Suriname on who is nicer.... in each country people told us that in the other we won´t be as welcomed as in their homeland. 
I must call it a tie. It was the greatest pleasure to travel in both of them. Everywhere we went people were incredibly sweet and helpful and friendly. 
Already at the boat that we took to cross the border we got a ride opportunity to the closest town.... because the local guys didn´t want us ¨to pay anything, because it´s expensive and we might get ripped off¨  They even patiently waited for us, while we got our passports stamped (we were the last ones in the queue) and took us to the cheapest hotel in town and got us a nice prize there! I mean how crazy is that?!I am still in awe...
We stayed in Nickerie for one night. The town is rather sleepy and calm, but we loved it that way. The city market was really nice and all in all... we had the best first impressions of the country from our stay here. We loved Suriname from the first moment ;)

********************************************

Mam wrażenie że zarówno Gujańczycy jak i Surinamczycy walczą o odznakę najprzyjaźniejszych mieszkańców ziemi, twierdząc przy tym że ich sąsiedzi w tym wyścigu wypadają gorzej. Naszym zdaniem jest remis- i to na niebotycznie wysokim poziomie!
Od pierwszej sekundy i od pierwszego uśmiechu zakochaliśmy się w Surinamie i jego mieszkańcach. Już podczas przeprawy promowej, jeszcze przed przekroczeniem granicy spotkała nas pierwsza miła niespodzianka. Chłopaki, którzy sterowali promem zaproponowali nam że nas podwiozą do Nickerie, czyli pierwszego większego miasta w nowym dla nas kraju. Zasugerowali to przecież zawsze lepiej jak za darmo się podrozoje, a przecież autobus drogi i w dodatku naciągają turystów. Nawet poczekali aż skończymy odprawę paszportową, mimo że byliśmy ostatni w kolejce! A później podwieźli nas pod same drzwi hotelu i wynegocjowali dobrą cenę! To się nazywa powitanie!
Samo Nickerie to małe, senne miasteczko. Jest tu trochę starszych, kolonialnych budynków, kanał przecinający centrum wypełniały kwitnące kwaty lotosu a targowisko miejskie było takie jak lubimy: gwarne, pełne ludzi i lokalnych produktów.

jueves, 10 de agosto de 2017

GUYANA, THE LAND OF MANY WATERS.



Nuestro periplo por La República Cooperativa de Guyana , The Land of Many Waters, duró 19 días, poco, si tenemos en cuenta el buen recibimiento y la hospitalidad que recibimos a cada segundo.
Guyana, queda encuadrada en las mas bellas páginas de nuestro Periplo Alrededor del Mundo. La Hospitalidad, Generosidad y Amistad que aquí encontramos bien lo merecen.
Este país independizado de sus últimos colonos, los  ingleses, hace 51 años, es un país con una mezcla cultural y racial importante. Si durante siglos, españoles, franceses, holandeses e ingleses colonizaron el territorio, no fueron otros que indios nativos, esclavos africanos y posteriormente tras la abolición de la esclavitud, indios y chinos traídos como mano de obra barata quienes trabajaron en estas tierras donde el agua lo cubre todo. Todas estas culturas, conviven hoy en un  mestizaje asombroso, de paz y armonía.
Guyana nos regalo nuevas amistades, nuevos paisajes y el amor profundo por nuevos recuerdos importantes, llenados y regados por la hospitalidad y generosidad de quienes el camino puso a nuestro encuentro.
Guyana, llena de tierras húmedas, costas tupidas por manglares, pantanos, arroyos de aguas negras y bastos ríos como los Essequibo, Demerara y Berbice no puede mas que empaparte en todos los sentidos.
Uno puede encontrar un mismo día las mas deliciosas recetas indoguyanesas con las que llenar tus dedos de sabor profundo a India, el abrazo mas profundo de un hermano rastafari, la sonrisa de un musulmán, la invitación de un cristiano o el aroma alegre de los innumerables rostros afroguyaneses con los que cruzar una mirada.
Guyana, nos permitió bañarnos en sus arroyos de aguas negras, viajar a través del paladar, abrazarnos a nuevos amigos que el mestizaje guyanes puso en nuestro camino y que junto a ellos tantos buenos y divertidos momentos pudimos disfrutar.
THANKS GUYANA!!!, I & I RASTAFARAI.

**************************************
`(EN) We actually didn´t have Guyana in our original travel plan in South America, but we are more than happy that we got temptet and finally did visit. We loved it. And the reason why we are so positive about our exerience in Guyana are the people. They are always helpful, smiling and open. 
What we also liked a lot is the diversity: of races, religions, cultures.... but they still seem to be able to live in harmony (I know it´s not as rosy as it looks, but they do get along better than in many places we know!). This multi-culti melting pot was exactly what we always imagined, caribbean countries would be. 

****************************************
(PL) Tak naprawdę Guyana nigdy nie widniała na naszej wymarzonej trasie polodniowoamerykanskiej- po prostu im bliżej byliśmy, tym bardziej stawało się oczywiste że tam pojedziemy. Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że wizyta  w tej części kontynentu tak bezczelnie zakradła się w nasze plany Jest to kolejny dowód na to, że warto zbaczać z utartych turystycznych szlaków i dać się pokierować losowi- wtedy właśnie dzieją się najlepsze rzeczy. Bo Gujana była wspaniała!
Wyjątkowość tego kraju kryje się w jego mieszkańcach. Z życzliwością spotykamy się w naszym życiu co dziennie, ale aby opisać Gujańczyków słowo życzliwość nie wystarczy. Ludzie są tu przemili, pomocni i zawsze uśmiechnięci i skorzy do pogawędki- ale nie są przy tym uciążliwi ani nachalni. Przez cały nasz pobyt porządnie naładowaliśmy nasze baterie pozytywną energią i optymistycznym podejściem do życia.
Gujana okazała się spełnić wszystkie nasze oczekiwania co do karaibskiego sposobu życia. 
Podobała nam się też wielokulturowość, wielorasowosc i różnorodność religijna, które zdają tutaj egzamin z życia codziennego. Oczywiście, nie wszystko jest tu różowe, problemy istnieją a ta kulturowa mieszanka jest wynikiem trudnej i smutenj historii kolonializmu, rasizmu i wyzysku....  Mimo trudności jednak, wydaje się że Gujańczycy znaleźli klucz do harmonijnej wspolegzystencji.

FOOD/ JEDZENIE/ COMIDA

EN In Guyana i fell off the vegan wagon a bit (because....well my birthday cake and some other sweets...), but overall the country is super easy for vegan travellers. Thanks to the easily available Indian cuisine, amazing fruits and veggies and vegetarian rastafari ITAL foods it´s impossible to run out of the options. Since the moment we arrived to Georgetown I was in food heaven here with the multitude of spices in the air, the smell of indian curries. I missed those smells soooooo much and it was such a welcome change after the monotony in the use of spices in the rest of America. Oh how i missed those spicy sauces and pepper added to everything!!!!Yum! And then Navin showed us the PERFECT place for Ital food.... which became our all time favourite- and we chowed down some serious amounts of it at House of Flavor- the best restaurant of Georgetown (and the only one we visited and revisited many times).
We were also lucky to have a neighbor, who cooks heavenly. Nikeita and her mum fed us some lovely homemade food and showed us how to cook it!

PL Przedsmak kuchennego nieba mieliśmy już podczas przerwy obiadowej podczas autostopu przez dżunglę. Pierwsza porcja roti z warzywami była bowiem początkiem trzytygodniowej uczty. Georgetown zawsze będzie mieć dla mnie zapach indyjskich przypraw wwiercających się aż do zatok obietnicą pikantego jak diabli ale jakże przyjemnego dla podniebienia pożaru. Tak, po półtora roku dobrego, ale ubogiego w przyprawy jedzenia Ameryki Środkowej i Południowej, powróciło do nas azjatyckie smakowe szaleństwo. Zapach indyjskich curry na każdym rogu to dla mnie gwarancją szczęścia. Ale Gujana to nie tylko jedzenie o korzeniach indyjskich. Są też potrawy kreolskie, w tym nasze ukochane smażone plantany no i nasze nowe odkrycie- w wiekszosci wegetariańska kuchnia rastafariańska, czyli ITAL- której zasady bardzo są nam bliskie. Navin zabrał nas do lokalnej, małej restauracji z jedzeniem ital. House of Flavor stał się naszą restauracyjną mekką, pochłanialiśmy tu niewyobrażalne wręcz ilości jedzenia i imbirowo- pomarańczowego soku....
Różnorodność kuchenna oraz łatwa dostępność indyjskich i rastafariańskich potraw, które w większości są roślinne, sprawia że Gujana jest krajem bardzo przyjaznym i łatwym dla wegan.... 
Ja co prawda miałam kilka niewegańskich incydentów (czasem niechcący, przez niedomówienie a czasem był to mój tort urodzinowy), ale ogólnie nie jest tu trodno wytłumaczyć że się nie je mięsa. Wegetarianizm jest znanym pojęciem a dla weganizmu większość jest raczej wyrozumiała.
Naszą niesamowita sąsiadka Nikeita oraz jej mama były cudownymi kucharkami i bardzo nas rozpieszczały i niemiłosiernie tuczyły (no ok.... nie opieraliśmy się za bardzo) dodatkowo dając nam prywatne lekcje gotowania. Z Gujany zabrałam że sobą cały wielki zeszyt ciekawych przepisów!

homemade

markets

strretfood- mostly indian snack like poolari or roti/ uliczne jedzenie to czesto indyjskie przysmaki


chicken foot (pea flour snack), dough for guyanese style Clap roti, frying poolari and fried shark (made for Hector by Zafeer)/ kurze nogi czyli smazone przekazki z maki z ciecierzycy, ciasto na chleb roti, smazace sie poolari i smazony rekin przygotowany specjalnie dla Hectora

shark, cashew fruits and cassava cassareep sauce/ rekin, owoce nerkowca i sos z juki, nazywany Cassareep

ITAL heaven

SLEEP/ SPANIE/ DORMIR

We slept in the tent while waiting for a ride to Georgetown, and there we had Navins apartament to our disposition (where we didn´t have a mosquito net on the first night so we ended up sleeping in the tent on the balcony) and spent a night at Lovies and Nikeitas parents houses.

Czekajac na stopa spalismy pod namiotem, w Golden Grove zatrzymalismy sie u Navina (pierwsza noc w jego mieszkaniu spedzilismy na balkonie pod namiotem, bo nie mielismy moskitiery). Zostalismy tez zaproszeni do domu ciotki Lovie oraz rodzicow Nikeity.



TRANSPORT
We waited for our ride for a few days- but not because nobody would take us.... it was just because almost nobody takes the road- patience is necesary for hitchhiking here.
The public transport, like buses and boats is rather on the cheap side and works quite well.... but the small buses around capital area are not very comfortable and you have to switch plces in order to let others in and out.

Na stopa z Lethem do stolicy czekaliśmy dluuugo, ale tylko dlatego że ta trasa, oprócz autobusów i rzadko ciężarówek, po prostu nikt nie jeździ. Trzeba uzbroić się w cierpiwosc. Autostopowicze przyjmowani są z sympatią i ogromnym zdziwieniem. 
Transport miejski w Georgetown i okolicach działa bardzo dobrze i nie jest bardzo drogi ale busy pełniące rolę publicznego transportu są strasznie niewygodne, zawsze napchane... a żeby wpuscc i wypuścić pasażerów trzeba wsiadać i wysiadać....i tak na okrągło- oczywiście wszystko działa według niepisanych ale z namaszczeniem przestrzeganych zasad.




OTHER/ INNE / OTROS

the saddest thing in the world- animal trade

Guyanese version of religious freedom. We loved it. / Mozna? mozna!










martes, 8 de agosto de 2017

GOLDEN GROVE,NUESTRA VIDA EN GUYANA..



Durante 15 días hicimos de Golden Grove, en la periferia de Georgetown y a escasos cincuenta metros de la orilla del río Demerara nuestro hogar. 
Tres nombres propios inundan todos nuestros recuerdos de Guyana, Navin, quien nos alojó vía "couchsurfing" y nos regalo la oportunidad de estar en su casa secundaria el tiempo que quisiéramos y nuestros vecinos Zafeer y Nikieta, un matrimonio de indioguyaneses, que nos adoptaron literalmente en sus vidas y en sus familias.
Nuestra vida siempre giró alrededor de la hospitalidad de Navin con quien compartimos siempre divertidos momentos y la generosidad de Nikieta y Zafeer con quienes compartimos desayunos y cenas multiculturales.
Fuimos invitados durante nuestro periodo en Golden Grove a una boda musulmana, a las carreras de coches en el circuito de Guyana, a pasar un día en familia en uno de los muchos "creeks" (arroyos) de aguas negras, a comilonas familiares o incluso celebramos el cumpleaños de Marta entre risas y aplausos.
Ademas durante nuestra "vida" en Guyana, disfrutamos mucho de Georgetown. Allí durante varios días vendimos "postales" y "quitapenas" en Main Street, una calle enorme, no por sus dimensiones, sino por los personajes que llenaron de humor, amistad y fraternidad nuestros momentos allí vividos. El compañerismo de los hermanos rastafaris, siempre dispuestos a ayudarnos marcó profundamente nuestra estadía en aquella calle, donde la gente nos compró y apoyo a seguir con nuestro periplo alrededor del Planeta.
Despertar en Grove a orillas del Demerara, reír a carcajadas o disfrutar de la gente y amistades que de nuevo el camino nos puso a nuestros pasos, fue sin duda el regalo mas importante de nuestra corta, pero intensa vida en Grove, Golden Grove.



































Our friends from Georgetown:


Golden Grove became our home for a few weeks. It´s a municipality outside of Georgetown, where Navin patiently hosted us, while we were trying to organize visas to Suriname (a really long story of beaurocratic nonsense.... with a happy ending). 
We were lucky to be surrounded by some amazing people here. First there was Navin, who is always on the move, having thousands of things going on in his life, but who was still able to fit in some time for us, the couchsurfers.
We also had the best neighbors ever. Nikeita and Zafeer have adopted us as a part of their falmily, fed us some incredible food and took the best care of us. We could count on them always. We had our private cooking lessons in their house. Had huge portions of great food waiting for us each time we passed by. We had the honor to become a part of their family, we spent time in the family house of Nikeita in Land of Canaan, we took part in family gatherings and outings. There were cookouts, trips to black water creeks, boat trips, a wedding and car racing. No words can describe how good it felt to be a part of all of that and how much we love our Golden Grove/ Land of Canaan family. I don´t think this generosity can ever be paid back. We had fun and miss you all a lot! THANK YOU!

*****************************

Dzięki biurokratycznemu chaosowi w Ambasadzie Surinamu, nasz pobyt w Gujanie nieco się przedłużył. Na szczęście znaleźliśmy cudowne miejsce, gdzie mogliśmy spokojnie pomieszkiwać w świetnym towarzystwie. Zatrzymaliśmy się u Navina, który oddał nam do dyspozycji swój dom w Golden Grove. Mimo że nasz host ma wiecznie milion spraw do załatwienia i jest zawsze w ruchu, udało mu się znaleźć kilka chwil dla nas. 
Dodatkowo mieliśmy niepowtarzalne szczęście do sąsiadów, którzy migiem stali się naszymi przyjaciółmi, a ich rodzina po prostu nas zaadoptowała.
Nikeita i Zafeer żywili nas ogromnymi porcjami pysznego domowego jedzenia (trzy razy dziennie, do tego desery i brak mzoliwosci odmowy....nie muszę chyba dodawać że szybko nadrobiliśmy wagę utraconą podczas wspinaczki na Roraime). Spędziliśmy też sporo czasu z rodziną naszych sąsiadów, przede wszystkim w domu rodzinnym Nikeity w Land of Canaan. W programie, oprócz pochłaniania niemożliwej ilości jedzenia, były kąpiele w okolicznych rzekach i jeziorach, przejażdżki łódką, pikniki i grille, muzułmański ślub, wyścigi samochodów i lekcje gotowania.