jueves, 18 de septiembre de 2014

HO CHI MINH CITY, LA ANTIGUA SAIGÓN.....

Llegábamos de noche, a las terribles afueras de  HO CHI MINH CITY, el tráfico era horrible, la odiosa costumbre vietnamita de usar en claxon constantemente nos perforaba los oídos y las miles de motos nos daban una idea de lo que sería esta ciudad.
Debíamos buscar la casa de Samuel, un vietnamita al que había contactado a través de "couchsurfing" y en cuya casa familiar nos alojaríamos por unos días. No tuvimos mas remedio que probar por primera vez la aventura de montar en moto por las calles de Saigón, tres taxi-motos nos cogieron, con mochilas incluidas y nos dieron nuestro primer tour por las calles de la ciudad, entre zigzags, semáforos en rojo y apasionantes carreras. Al fin llegábamos a la casa de Samuel, ¡nuestras aventuras en Ho Chi Minh habían empezado!.
Ho Chi Minh, la antigua Saigón, es una ciudad quizás un poco estresante, pero a la par apasionante. Empezábamos nuestro tour por el inconfundible mercado de Bên Thàn, donde uno es agasajado desde cada puesto con la idea de que compres o consumas algo, buen punto de partida para tomar un buen desayuno a bajo coste. Después, viene lo que se llama, ¿cruzar o no cruzar?, miles de motos circulan de forma caótica ( a nuestro parecer) y uno debe sacarse el "master" de valentía y el "master" de allá vamos....tras este pequeño curso que durara unos cuantos intentos, uno ya podrá moverse por Vietnam tan ricamente.
Pues bien entre "master" y "master" recorrimos la ciudad de cabo a rabo, visitamos los emblemáticos lugares de la ciudad como los museos Ho Chi Minh y de la Guerra, la catedral de Notre-Dame de Saigón, el ayuntamiento, el hermoso edificio de correos de estilo francés desde el cual mandamos algunas postales, para terminar practicando nuestro deporte favorito en las grandes urbes, perdernos por sus calles, unas veces por voluntad propia y otras por puro placer.
Por otra parte las noches en Saigón son moviditas, sobre todo en la zona de Pham Ngu Lao y alrededores, donde se masifican una gran cantidad de bares, restaurantes y locales callejeros de comida vietnamita. Aquí, disfrutamos las dos noches que pasamos en la ciudad de buenos momentos, entre cervezas y comidas.
SAIGÓN era la antigua capital de la colonia francesa de la Conchinchina, pero tomó el nombre de Ho Chi Minh tras la unificación de Vietnam, pero ha día de hoy, los dos nombres son usados.
Thanks Samuel for your hospitality!
Gracias Ho Chi Minh City/Saigón por tantos buenos momentos.












bus driver using the traffic jam for a power nap/ kierowca autobusu wykorzystuje uliczny korek na drzemkę/ el conductor del autobus aprovecha el atasco para tomar la siesta
Samuel & his mom/ Samuel z mamą/ Samuel con su madre



with Camille and Axel
Ho Chi Minh City- before known as Saigon is huuuge and resembles an ant hill. Many people- and even more motorbikes. The motorbikes are everywhere (there are almost 4 million motorbikes for 9 million inhabitants). It's chaotic. It's loud. It's never still. The city has been renamed from Saigon (Saigon refers now only to the urban parts of the city ) to HCMC after the late communist leader of Vietnam Ho Chi Minh.
We have been hosted by a local guy- Samuel in a faraway district. This gave us a great possibility to explore all the different kinds of public transportation... from buses (where the driver took a nap while beeing stuck in a traffic jam and the ticket sellers tried to rip us off each time we were about to pay), to taxis and... motorbike taxis- which are very popular in Vietnam. The first time you place yourself behind a motorbike driver, having one of your backpacks on your back and the other one in front of the driver (making quick turns impossible for him), driving around above the speed limits, passing all the red lights and making a real freestyle slalom inbetween a buffalo herd on the city highway, gives you an highly unexpected thrill and a real good adrenaline shot.
Also- the thing as simple as crossing the street takes the term of courage to another level. In Vietnam either you mix yourself into the traffic or you will never cross the street.

Szorcik: Ho Chi Minh City(HCMC) to mrowisko. Pełne ludzi, motorów, hałaśliwe, ruchliwe, nie do zatrzymania, nie do uciszenia. Miasto, znane wcześniej jako Sajgon ma ok 9mln mieszkańców i niespełna 4mln zarejestrowanych (no przecież tych niezarejestrowanych nikt w oficjalnych statystykach nie będzie liczył) motorów. W mojej pamięci miasto to zawsze będzie się kojarzyć z prawdziwą powodzią motorów, które zupełnie przejęły panowanie nad miastem, szczególnie w godzinach szczytu, kiedy to nawet na chodnikach nie ma miejsca dla pieszych.
W Ho Chi Minh zatrzymaliśmy się u couchsurfera Samuela, którego dom znajdował się bardzo daleko od centrum. Dało to nam możliwość wypróbowania wszelkich dostępnych środków transportu: od autobusów (gdzie notorycznie próbowano skasować od nas potrójną cenę biletu a kierowcy ze stoickim spokojem ucinali sobie drzemki w czasie postoju w korkach) po taksówki. W Wietnamie praktycznie nie ma tuk tuków (te nieliczne są w Hanoi i są zazwyczaj prywatnymi pojazdami), są za to moto-taksówki. Ten sposób transportu polecamy jednak tylko żądnym wrażeń podróżnikom o mocnych nerwach. Przejażdżka motorem, mając jeden ciężki plecak na plecach a drugi umieszczony między nogami kierowcy a kierownicą, przemykając przez wszystkie skrzyżowania na czerwonym świetle (nie żeby to było jakimś wyjątkiem, to raczej niepisana zasada wietnamskiego ruchu drogowego: Zielone- jedź; żółte- jedź; czerwone: też jedź ), czasami urządzając sobie slalom między stadem bawołów spacerującym po miejskiej autostradzie, to przeżycie oscylujące między monthy pythonowskim absurdem a tragikomedią na kółkach. Oczywiście życie pieszych w HCMC też nie jest łatwe, a przekroczenie ulicy to istna rosyjska ruletka... albo przejdziesz, albo cię przejadą- ale w żadnym z przypadków nikt się nie zatrzyma:) 

No hay comentarios:

Publicar un comentario