Era de noche y me picaba el píe a rabiar, pensé ¡jodidos mosquitos!.......que equivocado estaba.
La historia era otra completamente, no me había picado un mosquito, sino que habían entrado en mi unos parásitos, dispuestos ellos a quedarse en mi pie una larga temporada.
Tras ir al Hospital, me diagnosticaron "Larvas Migrans Cutánea" un parásito (nemátodo- gusanos) que se alimentaria de las sustancias que se encontraban bajo mi piel. Los cogí seguro en la playa, donde tienen su microhábitat mas apropiado en estas zonas tropicales.
Con ellos "los monarcas" (así los llamé, por eso de ser parásitos), compartí aventuras durante casi un mes, mientras ellos se dedicaban a hurgar en mi piel cual diseñadores de circuitos de F1 . Les gustaba la actividad nocturna y solían diseñar sus rutas de las mas variopintas y aleatorias formas, unas veces avanzaban mas de un centímetro y otras apenas unos milímetros.......tanto tiempo estuve con ellos, que empecé a tenerlos hasta cariño.
En fin, que al final no fue nada grave, no eran contagiosos, era mas que nada una molestia tortuosa como sus trayectos. Las "pastillitas" del Doctor fueron letales para ellos.
Most of us have them... even without knowing about it. In Europe one of three persons is infected with some type of parasites... in Asia the rate can be as high as 9:10... Parasites... There are 300 different species of them, most of them not really dangerous and probably you don't even notice that you have them...
In our trip we were pretty lucky and avoided any serious health problems. This time Hector was less lucky and caught a parasite. Nothing serious, but pretty itchy. His two new mates were called sanworms ( Cutaneous larva migrans). He got infected on one of the beaches of Kapas Island.
The infection wasn't nothing unusual in this climate, but pretty annoying (and ugly, just look at the pics:/). The larvas would've died on their own, as they are not made to survive in human body... but Hector decided to kill the enemy, took some pills prescribed by the doctor and now the sandworms are just an itchy memory... and another story to tell...
Oto dwaj przyjaciele Hectora. Niestety przyjaciele dawno już zamieszkali w pasożytniczym niebie... My jednak postanowiliśmy się z wami podzielić ich historią, aby pamięć o tych dwóch małych brzydalach całkiem nie zaginęła.
Podobno w Europie pasożytami zarażona jest co trzecia osoba, w Azji może nawet dziewięć na dziesięć. Większość z pasożytów zamieszkujących nasze ciała nie jest groźna, można łatwo się ich pozbyć, a często zarażenie przebiega niezauważalnie dla nosiciela. W przypadku hectorowego zespołu larwy skórnej wędrującej przeciwnik okazał się być dość spory i nieznośny (swędzący).
Do tej pory udawało nam się uniknąć jakichkolwiek problemów zdrowotnych. Okazało się, że pasożyt też wcale nie był niczym groźnym. Zakażenie nim jest łatwe i powszechne w wielu częściach globu, a sama larwa w ludzkim organizmie nie może przetrwać zbyt długo, bo nie do ataku na ludzi jest przystosowana. Tak naprawdę żyje u kotów i psów a człowiek naturalnie larwę odrzuca... My postanowiliśmy aktywnie pozbyć się niechcianych pasażerów. Kilka tabletek i było po wszystkim.... na stopach ani śladu larw a pasożyt pozostał tylko swędzącym wspomnieniem.
I chyba tylko stopy Hectora tęsknią za ogromnym zainteresowaniem, jakim się cieszyły przez tych kilka dni, kiedy gościły pasożyta:)
La historia era otra completamente, no me había picado un mosquito, sino que habían entrado en mi unos parásitos, dispuestos ellos a quedarse en mi pie una larga temporada.
Tras ir al Hospital, me diagnosticaron "Larvas Migrans Cutánea" un parásito (nemátodo- gusanos) que se alimentaria de las sustancias que se encontraban bajo mi piel. Los cogí seguro en la playa, donde tienen su microhábitat mas apropiado en estas zonas tropicales.
Con ellos "los monarcas" (así los llamé, por eso de ser parásitos), compartí aventuras durante casi un mes, mientras ellos se dedicaban a hurgar en mi piel cual diseñadores de circuitos de F1 . Les gustaba la actividad nocturna y solían diseñar sus rutas de las mas variopintas y aleatorias formas, unas veces avanzaban mas de un centímetro y otras apenas unos milímetros.......tanto tiempo estuve con ellos, que empecé a tenerlos hasta cariño.
En fin, que al final no fue nada grave, no eran contagiosos, era mas que nada una molestia tortuosa como sus trayectos. Las "pastillitas" del Doctor fueron letales para ellos.
Most of us have them... even without knowing about it. In Europe one of three persons is infected with some type of parasites... in Asia the rate can be as high as 9:10... Parasites... There are 300 different species of them, most of them not really dangerous and probably you don't even notice that you have them...
In our trip we were pretty lucky and avoided any serious health problems. This time Hector was less lucky and caught a parasite. Nothing serious, but pretty itchy. His two new mates were called sanworms ( Cutaneous larva migrans). He got infected on one of the beaches of Kapas Island.
The infection wasn't nothing unusual in this climate, but pretty annoying (and ugly, just look at the pics:/). The larvas would've died on their own, as they are not made to survive in human body... but Hector decided to kill the enemy, took some pills prescribed by the doctor and now the sandworms are just an itchy memory... and another story to tell...
Oto dwaj przyjaciele Hectora. Niestety przyjaciele dawno już zamieszkali w pasożytniczym niebie... My jednak postanowiliśmy się z wami podzielić ich historią, aby pamięć o tych dwóch małych brzydalach całkiem nie zaginęła.
Podobno w Europie pasożytami zarażona jest co trzecia osoba, w Azji może nawet dziewięć na dziesięć. Większość z pasożytów zamieszkujących nasze ciała nie jest groźna, można łatwo się ich pozbyć, a często zarażenie przebiega niezauważalnie dla nosiciela. W przypadku hectorowego zespołu larwy skórnej wędrującej przeciwnik okazał się być dość spory i nieznośny (swędzący).
Do tej pory udawało nam się uniknąć jakichkolwiek problemów zdrowotnych. Okazało się, że pasożyt też wcale nie był niczym groźnym. Zakażenie nim jest łatwe i powszechne w wielu częściach globu, a sama larwa w ludzkim organizmie nie może przetrwać zbyt długo, bo nie do ataku na ludzi jest przystosowana. Tak naprawdę żyje u kotów i psów a człowiek naturalnie larwę odrzuca... My postanowiliśmy aktywnie pozbyć się niechcianych pasażerów. Kilka tabletek i było po wszystkim.... na stopach ani śladu larw a pasożyt pozostał tylko swędzącym wspomnieniem.
I chyba tylko stopy Hectora tęsknią za ogromnym zainteresowaniem, jakim się cieszyły przez tych kilka dni, kiedy gościły pasożyta:)
At Kuching happened again, where did he got those sandworms again? National park or beach ?
ResponderEliminar