Durante los dos meses en Jaqué, pude haber recorrido su playa quizás entre 100 y 130 veces. Casi siempre con el proyecto de Conservación de las Tortugas Marinas, pero otras muchas solo por el amor a aquella playa tan fascinante en la que despertaba y me acostaba cada día.
Eran 5 kilómetros de hermosura, de belleza atroz, de un delirio que comenzaba en la boca donde le rió Jaqué desembocaba y que acababa allí donde la selva y la geología decidieron hace ya tiempo ponerle un límite a la belleza.
Los amaneceres siempre fueron dibujados por pescadores y los atardeceres por la silueta de las islas que nos vigilaban desde la falsa cercanía. Entre ambos mundos, muchas caminatas, muchos kilómetros, muchas tortugas, muchos amigos y muchos momentos imborrables para mi vida.
Esa playa me daba los buenos días y me daba las buenas noches, no había ya secretos entre nosotros.
Y sin querer hacer un trauma de ello, aquí volví a nacer, en la arena mojada de esta playa, la tarde en que un rayo cayó a escasos metros de mí, Marta y varios amigos y una descarga eléctrica cayó sobre mi paraguas. La vida se me detuvo, la electricidad circuló por aquel paraguas abierto a un cobijo ya insignificante y mi brazo y mente paralizados quedaron.......después solo recuerdo el latir profundo de mi corazón, el miedo aterrador a la naturaleza, las lágrimas por querer seguir aquí aferrado a esa arena húmeda y el sofoco de estar viviendo un nuevo parto. Era 23 de Septiembre de 2016, aún no había tenido ni tan siquiera la osadía de haber hojeado el calendario, ni el cielo.
Hoy lo recuerdo con miedo, susto y una alegría llena de vida, esa que da tener ya una segunda oportunidad.
Pero esta playa de Jaqué seguirá siendo para siempre un lugar al que regresar cual tortuga a su lugar de origen.
It´s a luxury to leave just by the beach- especially like the one we had only few meters away from the house in Jaque. The river delta and big waves on one side and then over 5 kilometers long stripe of sand. And no hotels, drunken tourists or infrastructure- only water and sand and the beautiful green wall of the forest behind, with tropical almond trees and palms.
It was amazing to see the natures rhytm here with the high and low tides. See the fishermen dancing in their tiny canoas on the huge waves leading them into the safety of the open sea. Watch children play in the sand and jump free into the water as soon as the school ended. Take walks along the unending horizon, from one wall made of rocky cliffs to the other. See the blue sky reflection in the humid sand and watch the red sun drown in the sea evrey night just to welcome its shy rays early in the morning. It was a luxury- a gift that we always will cherish- the memories that still tear up my eyes when I think of this simple beauty of life and the reminder of what we do to those small paradise spots of the planet with all the trash that we throw away....
Dom na plaży to luksus- szczególnie jeśli to plaża taka, jak ta w Jaque. Dom, w którym się zatrzymaliśmy położony był od plaży zaledwie kilkanaście metrów a szum fal zastępował nam muzykę.
Z jednej strony mieliśmy widok na deltę rzeki i ogromne fale rozbijające się tu o strome skały. Z drugiej strony rozciągał się ponad pięciokilometrowy, szeroki pas plaży. W Jaque nie ma turystów, prywatnych paź z parasolami i koktajlami, nie ma hoteli ani barów- jest piasek, ocean i zielona ściana tropikalnego lasu a w nim lokalne dzikie migdały, palmy kokosowe i inne liściaste olbrzymy.
Codziennie dane nam było obserwować rytm natury wymierzany przypływami i odpływami, kiedy to ocean cofał się o kilkadziesiąt metrów. Co oglądaliśmy taniec rybaków w ich maleńkich pirogach, którzy wsłuchując się w muzykę oceanu pokonywali wzburzone fale aby dotrzeć nw bezpieczne ramiona otwartego morza. Kiedy tylko kończyły się lekcje w szkole, mokry piasek stawał się boiskiem do gry w piłkę a tłumy dzieciaków niesione na skrzydłach wolności rzucały się w białą pianę wody- z piskami radości i ogromnymi uśmiechami na twarzach. Granicę dla naszych codziennych spacerów, tych porannych i wieczornych, tworzyły tylko strome skalne klify na końcach plaży i zmęczenie w naszych nogach. Niebo, odbijające się w lustrze mokrego piasku, można było dotknąć. Słońce codziennie fundowało nam spektakl w kolorach czerwieni i złota żegnając kończący się dzień, robiąc miejsce dla gwiazd które świeciły tu tak jasno, że droga mleczna przypominała autostradę, którą ktoś przypadkiem namalował na niebie. Rano, słońce delikatnie przebijając się przez mgłę tworzoną przez krople wody wyrzucane przez fale, rozpoczynało swój spacer po firmamencie.
Wszystkie te piękne obrazy, poczucie wolności, które dawała nam nasza plaża pozostają niezmącone nawet przez te tony śmieci, które przypływy wyrzucały na piasek ani szalone pioruny, które tak często przedzierały niebo małe kawałki. To miejsce, ani ta plaża nie były idealne (choć bliskie ideału) ale dla nas pozostaną na zawsze największym luksusem- prawdziwym rajem.
No hay comentarios:
Publicar un comentario