Entrábamos en Venezuela por la cercana frontera de Maicao(Colombia). El paso fronterizo fue mas tranquilo de lo esperado, y pronto estábamos subidos a un coche compartido rumbo a Maracaibo. El trayecto estuvo marcado por los 14 controles que debimos pasar por parte de la Guardia Nacional, pero tras dos horas ya estábamos sonriendo por las calles de la capital del estado de Zulia, Maracaibo.¡Las aventuras en Venezuela habían comenzado!.
En Maracaibo nos esperaba Milagros, quien a través de "couchsurfing" iba a hospedarnos un par de noches. Fue junto a Milagros y sus amigos que pudimos descubrir las bondades de la ciudad, recorriendo los centros turísticos mas carismáticos como la Basílica de Nuestra Señora de Chirínquirá, la zona colonial de el Saladillo con la calle Carabobo como protagonista, la Catedral, la Plaza Bolívar o el paseo por el Lago Maracaibo.
Milagros fue una gran anfitriona, siempre atenta a nosotros, dispuesta a llevarnos a cada rincón, y alegre de compartir cervezas y risas cada día. Disfrutamos de su hogar y de su compañía los tres días de nuestra estancia y se convirtió en parte importante de nuestro viaje.
¡GRACIAS MILAGROS POR TÚ HOSPITALIDAD!.
After crossing the border with Venezuela in Maikao and passing 14 (sic!) control posts of the police we finally arrived at our first destination in Venezuela- the city of Maracaibo. We were guests of the wonderfull CS Milagros, who apart of being a great host to us, filled us with new energy and inspiration for travelling (although this worked both ways actually ;))
Maracaibo is a huge city at the Maracaibo lake (which actually is a bay). It´s old district Saladillo has been renovated not long ago but now seems a bit abandoned. The colourful Carabobo Street was completely deserted when we visited (although a hot weekend afternoon isn´t probably the best time to meet crowds anywhere). It gave the city a little spooky aspect, but also a note of nostalgy...
Po przekroczeniu granicy w Maikao i 14 kontrolach granicznych i dziwnej podróży rozklekotaną taksówką dotarliśmy do Maracaibo. To jedno z największych miast Wenezueli położone jest nad jeziorem (które tak naprawdę jest zatoką) Maracaibo. Jest to też jedno z najgorętszych miast w kraju- na szczęście przez trzy dni naszego pobytu niebo pokryte było prawie cały czas gęstymi chmurami.
Miasto jest gigantycznym chaosem komunikacyjnym, zabudowania są niewysokie, co oznacza że miasto ciągnie się w nieskończoność we wszystkich kierunkach. Na szczęście w centrum jest spokojnie... Starówka, z historyczną dzielnicą Saladillo całkiem niedawno zostało odrestaurowane, choć dziś sprawia wrażenie opuszczonego. Życie Maracaibo toczy się poza najstarszymi murami miasta. Ulice Saladillo ze słynną kolorową kolonialną ulicą Carabobo sprawiają wrażenie zupełnie zapomnianych. Choć przyznać muszę, że na odwiedziny wybraliśmy chyba najmniej turystyczny moment- gorące weekendowe popołudnie.
En Maracaibo nos esperaba Milagros, quien a través de "couchsurfing" iba a hospedarnos un par de noches. Fue junto a Milagros y sus amigos que pudimos descubrir las bondades de la ciudad, recorriendo los centros turísticos mas carismáticos como la Basílica de Nuestra Señora de Chirínquirá, la zona colonial de el Saladillo con la calle Carabobo como protagonista, la Catedral, la Plaza Bolívar o el paseo por el Lago Maracaibo.
Milagros fue una gran anfitriona, siempre atenta a nosotros, dispuesta a llevarnos a cada rincón, y alegre de compartir cervezas y risas cada día. Disfrutamos de su hogar y de su compañía los tres días de nuestra estancia y se convirtió en parte importante de nuestro viaje.
¡GRACIAS MILAGROS POR TÚ HOSPITALIDAD!.
After crossing the border with Venezuela in Maikao and passing 14 (sic!) control posts of the police we finally arrived at our first destination in Venezuela- the city of Maracaibo. We were guests of the wonderfull CS Milagros, who apart of being a great host to us, filled us with new energy and inspiration for travelling (although this worked both ways actually ;))
Maracaibo is a huge city at the Maracaibo lake (which actually is a bay). It´s old district Saladillo has been renovated not long ago but now seems a bit abandoned. The colourful Carabobo Street was completely deserted when we visited (although a hot weekend afternoon isn´t probably the best time to meet crowds anywhere). It gave the city a little spooky aspect, but also a note of nostalgy...
Po przekroczeniu granicy w Maikao i 14 kontrolach granicznych i dziwnej podróży rozklekotaną taksówką dotarliśmy do Maracaibo. To jedno z największych miast Wenezueli położone jest nad jeziorem (które tak naprawdę jest zatoką) Maracaibo. Jest to też jedno z najgorętszych miast w kraju- na szczęście przez trzy dni naszego pobytu niebo pokryte było prawie cały czas gęstymi chmurami.
Miasto jest gigantycznym chaosem komunikacyjnym, zabudowania są niewysokie, co oznacza że miasto ciągnie się w nieskończoność we wszystkich kierunkach. Na szczęście w centrum jest spokojnie... Starówka, z historyczną dzielnicą Saladillo całkiem niedawno zostało odrestaurowane, choć dziś sprawia wrażenie opuszczonego. Życie Maracaibo toczy się poza najstarszymi murami miasta. Ulice Saladillo ze słynną kolorową kolonialną ulicą Carabobo sprawiają wrażenie zupełnie zapomnianych. Choć przyznać muszę, że na odwiedziny wybraliśmy chyba najmniej turystyczny moment- gorące weekendowe popołudnie.
No hay comentarios:
Publicar un comentario