Octubre estaba comenzando a apagarse y nosotros cogíamos un avión para cambiar de isla y de país, nos mudábamos de Borneo a JAVA y de Malasia a INDONESIA, el viaje debía continuar y buscaríamos nuevas aventuras, esta vez al otro lado del Ecuador.
Aterrizamos en la inmensidad de Jakarta, la capital de Indonesia, pero nuestro objetivo era irnos a la periferia donde vía "couchsurfing" Risa ( uno de los nombres de hermosos que he visto) nos había invitado a dormir a su casa cuantos días quisiéramos.
El lugar se llamaba CILEUNGSI, un poblado-barrio de las afueras de la capital( unos 50km), donde todo era sencillo, tranquilo y la gente sonreía al vernos. Mostraban curiosidad por preguntarse que hacíamos allí, tan fuera de cualquier lugar turístico.
De la mano de nuestra anfitriona, recorrimos cada rincón y nos metimos de lleno en la vida del barrio, comiendo en los puestos callejeros que frecuentaba Risa o compartiendo momentos con los vecinos.
Pero lo mas importante de nuestros días aquí fue compartir tiempo con Risa, ella era extremadamente abierta y hospitalaria, desde el primer segundo me sentí en mi casa y cada día y cada noche reímos entorno a las historias del barrio o de nuestros viajes, fue muy agradable haber pasado aquí cinco noches.
THANKS RISA, FOR YOUR HOSPITALITY!!!TERIMA KASIH!!!!
Our indonesian adventure started in a town on the suburbs of Jakarta. We arrived late in the evening and hag the best welcome ever from our CS couch Risa (her name means laughter in spanish, and she indeed laughs all the time). We spent several days here, beeing foreigner superstars, as there were no other tourists visiting Cileungsi. We really had a lot of attention from everyone, and felt VIP's getting all these big smiles and loud HELLO's all the time.
Cileungsi is rather small and not very rich. Most of the people worh in the cement industry in the nearby hills. It takes a looot of time to get to Jakarta from here, even though it's only 50km, so most of the inhabitants just stay around. The few days were a nice chill out. It was all about eating local specialities, taking massages and walking around the town... We actually learnt a lot about Indonesia these days, and I had tried so many (accidentally)vegan meals, that now Indonesia seams the most veganised asian country to me:)
Most of all we had a lot of fun with the lovely Risa. She is so full of positive energy that we really got our batteries fully charged up. Thank you for that, Risa!!!!
Nasza przygoda z Indonezją zaczęła się od wizyty na przedmieściach Dżakarty, w miasteczku Cileungsi. Spędziliśmy tutaj kilka dni w domu Risy z CS. Był to naprawdę dobry początek nowej podróży. Przez tych kilka dni wiele się nauczyliśmy na temat Indonezji, jej mieszkańców oraz na temat jedzenia. Indonezja to chyba najbardziej przyjazny weganom azjatycki kraj... przynajmniej jeśli chodzi o tradycyjne potrawy!
Zostaliśmy też gwiazdami okolicy. Nie ma tu turystów i rzadko spotyka się ludzi "z zachodu" czy "białych", bo tak nas nazywano. Wzbudziliśmy spore zainteresowanie przechadzając się ulicami Cileungsi. Wszyscy nas pozdrawiali, chcieli się dowiedzieć skąd jesteśmy i co tu robimy... Jesteśmy do tego już trochę przyzwyczajeni, ale w Cileungsi ta ciekawość była niezaspokojona... zawsze ciągnął się za nami ogonek ciekawskich- przede wszystkim dzieciaków.
Tych kilka dni spędziliśmy raczej spokojnie, największym wysiłkiem było dla nas wyjście na masaż czy kolację... Nasza gospodyni, Risa, naładowała nas pozytywną energią, która okazała się niezbędna do dalszego, niełatwego podróżowania po Indonezji...
Aterrizamos en la inmensidad de Jakarta, la capital de Indonesia, pero nuestro objetivo era irnos a la periferia donde vía "couchsurfing" Risa ( uno de los nombres de hermosos que he visto) nos había invitado a dormir a su casa cuantos días quisiéramos.
El lugar se llamaba CILEUNGSI, un poblado-barrio de las afueras de la capital( unos 50km), donde todo era sencillo, tranquilo y la gente sonreía al vernos. Mostraban curiosidad por preguntarse que hacíamos allí, tan fuera de cualquier lugar turístico.
De la mano de nuestra anfitriona, recorrimos cada rincón y nos metimos de lleno en la vida del barrio, comiendo en los puestos callejeros que frecuentaba Risa o compartiendo momentos con los vecinos.
Pero lo mas importante de nuestros días aquí fue compartir tiempo con Risa, ella era extremadamente abierta y hospitalaria, desde el primer segundo me sentí en mi casa y cada día y cada noche reímos entorno a las historias del barrio o de nuestros viajes, fue muy agradable haber pasado aquí cinco noches.
THANKS RISA, FOR YOUR HOSPITALITY!!!TERIMA KASIH!!!!
Risas private gardener:) |
picture by Laure |
picture by Laure |
Cileungsi is rather small and not very rich. Most of the people worh in the cement industry in the nearby hills. It takes a looot of time to get to Jakarta from here, even though it's only 50km, so most of the inhabitants just stay around. The few days were a nice chill out. It was all about eating local specialities, taking massages and walking around the town... We actually learnt a lot about Indonesia these days, and I had tried so many (accidentally)vegan meals, that now Indonesia seams the most veganised asian country to me:)
Most of all we had a lot of fun with the lovely Risa. She is so full of positive energy that we really got our batteries fully charged up. Thank you for that, Risa!!!!
Nasza przygoda z Indonezją zaczęła się od wizyty na przedmieściach Dżakarty, w miasteczku Cileungsi. Spędziliśmy tutaj kilka dni w domu Risy z CS. Był to naprawdę dobry początek nowej podróży. Przez tych kilka dni wiele się nauczyliśmy na temat Indonezji, jej mieszkańców oraz na temat jedzenia. Indonezja to chyba najbardziej przyjazny weganom azjatycki kraj... przynajmniej jeśli chodzi o tradycyjne potrawy!
Zostaliśmy też gwiazdami okolicy. Nie ma tu turystów i rzadko spotyka się ludzi "z zachodu" czy "białych", bo tak nas nazywano. Wzbudziliśmy spore zainteresowanie przechadzając się ulicami Cileungsi. Wszyscy nas pozdrawiali, chcieli się dowiedzieć skąd jesteśmy i co tu robimy... Jesteśmy do tego już trochę przyzwyczajeni, ale w Cileungsi ta ciekawość była niezaspokojona... zawsze ciągnął się za nami ogonek ciekawskich- przede wszystkim dzieciaków.
Tych kilka dni spędziliśmy raczej spokojnie, największym wysiłkiem było dla nas wyjście na masaż czy kolację... Nasza gospodyni, Risa, naładowała nas pozytywną energią, która okazała się niezbędna do dalszego, niełatwego podróżowania po Indonezji...
No hay comentarios:
Publicar un comentario