martes, 30 de agosto de 2016

SAN RAMÓN DE ALAJUELA, ¡EL MONCHO!.

San Ramón de Alajuela, no es una ciudad que a simple vista te enamore. Y es por eso, que quizás, nos quedamos atrapados en ella por casi seis meses, tratando de descubrir sus secretos mas íntimos.
San Ramón, denominada comúnmente por sus habitantes "el Moncho", se convirtió en nuestra propia capital mundial, un lugar donde todo podía pasar y donde la vida nos regaló grandes momentos y oportunidades.
Fue aquí, entre sus calles, donde aprendimos a ser ticos, donde compartimos tardes de tertulias con distintas familias, que pronto se convirtieron en amigos y dónde ciertas rutinas nos encandilaron, como nuestros jueves de cine o nuestros viernes de visita obligada a la Feria del Agricultor.
Debo reconocer que esta ciudad se nos abrió de par en par cuando quizás menos lo esperábamos, y de pronto nos vimos sumergidos en la vida cual moncheños naturales. Siempre nos sentimos muy queridos por todos y todas las personas que finalmente pasaron a ser parte de nuestras vidas.
No quiero dar nombres, o ponerme a describir todo lo sucedido en seis meses por San Ramón, prefiero dejar todo guardado en mi, cual egoísta viajero.
Pero desde luego, esta ciudad queda marcada en mi vida para siempre. Muchos rostros circulan por mi cabeza cada vez que mis recuerdos me devuelven a este lugar, que me regalo felicidad en forma de amigos y amigas, nueva familia e innumerables historietas.
San Ramón seguirá siendo esa ciudad que a simple vista no enamore, pero estoy seguro que el verde de su contorno, la cafeina de sus gentes, la generosidad de su bruma y la hospitalidad de sus venas abiertas al curioso, dejará atrapados a futuros viajeros, de los cuales sentiré la sana envidia de saberlos felices.
Gracias a todos vosotros por convertir San Ramón en un lugar imborrable para nosotros. 































San Ramon de Alajuela is the capital of the world- at least that´s what people who live here say;) But for the last six months it was the capital of our world too.
The city is small and has no touristic attractions, but here we could live the every day life of tico´s far away from the touristic crowds.
After six moths we already know how to navigate around the center, we know the shops and the streets. We managed to have our weekely routine- even though during the week we would not go to town often, friday afternoon we always visited the feria- farmers market in the center, where we had our favorite spots to buy fruit and veggies and we knew all the people...
Usually we got a ride from Monica or Wendy to the city center, and each time we were kind of surprized with what we found there, because living in the outskirts, in San Rafael, made us forget the existence of any civilization ;)
El Moncho, as it is often reffered to, was our costarican hometown- and we consider ourselves moncheños for life:)

San Ramon de Alajuela to stolica świata- tak przynajmniej żartobliwie nazywają to miasto jego mieszkańcy. Dla nas przez kilka miesięcy San Ramon- El Moncho było stolica naszego wszechświata.
Miasto jest małe, zwykłe, bez szczególnych atrakcji turystycznych, ale za to położone w pięknej górzystej okolicy. Jednak właśnie to położenie z dala od oklepanych turystycznych tras dało nam możliwość doświadczyć jak się żyje w Kostaryce- tej zwyczajnej, codziennej i zupełnie nieturystycznej.
Po niemalże sześciu miesiącach opanowaliśmy mapę centrum prawie do perfekcji a momenty totalnej dezorientacji prawie nam się nie zdarzały. Ba, byliśmy nawet w stanie pokierować kogoś do miejsca którego szukał- tak na srodkowoamerykanska modłę... bo nie ma tu dokladych adresów, są ulice i aleje, jedne liczy się od zachodu na wschód, a drugie od północy na południe (jedyny problem to policzyć która  to aleja na północ od środka miasta i gdzie jest ta cholerna północ:)) oraz znaki rozpoznawcze- np 200 metrów na wschód od supermarketu Molina:) albo dwie aleje na południe od niebieskiego kościoła.
Mieszkaliśmy poza miastem, w San Rafael, więc w San Ramon nie bywaliśmy codziennie. Zazwyczaj zabieraliśmy się autem z Moniką lub Wendy, czasem zjeżdżaliśmy autobusem, który do centrum kursował rzadko- co godzinę, czasem dwie. Za każdym razem że zdziwieniem odkrywaliśmy, że tak blisko jest cywilizacja:) San Ramon to miasto ludzi aktywnych- sporo się tu dzieje pod znakiem kultury- może nie najwyzdszych lotów, ale mnóstwo ludzi angażuje się bezintersownie w różnorodne spotkania poetyckie, muzyczne, artystyczne...
Naszą rutyną stała się cotygodniowa wizyta na targowisku (odbywającym się w każdy piątek i sobotę rano), gdzie sprzedawcy stali się naszymi znajomymi, a zakupy zajmowały nam mnóstwo czasu, bo przy każdym stoisku trzeba było obowiązkowo się zatrzymać na krótką lub dłuższą pogawędkę (w przypadku Paco i Hectora- zdecydowanie dluuuuuzsza).

No hay comentarios:

Publicar un comentario