Nicaragua, la tierra del gran Sandino fue nuestro hogar durante 50 días llenos de aventuras y desventuras, pero sobre todo un país de una gran intensidad.
En Nicaragua dijimos adiós al 2015 y todas las increíbles aventuras que habíamos vivido a lo largo de los distintos países que habíamos visitado y recibimos al 2016 con el mismo entusiasmo con que agarramos 2 años atrás las mochilas para lanzarnos a este reto de dar la vuelta al Mundo.
La silueta de Sandino se me quedo grabada desde la primera vez que la vi en alguna calle de León y viajó conmigo a lo largo y tendido de este país sumido entre la verdadera y la falsa revolución sandinista que tantos logros y algún que otro tropiezo lleva a sus espaldas. Las banderas del FSLN siempre me alegraban el alma al verlas hondear, pero fueron los testimonios de quienes lucharon en aquellas batallas como guerrilleros los que ilustraron mi pensamiento sandinista, conocer la vida del gran Sandino y de quienes defendieron sus ideales me provocaron enormes alegrías.
Nicaragua y nuestro recorrido por ella fue una constante montaña rusa, desde León a Granada, desde los volcanes de Masaya a los intrépidos volcanes de la mágica isla de Ometepe, desde el Pacífico al Caribe o desde las playas a las alturas de la montañas. En cada lugar aguardaba un amigo, una sonrisa, una vivencia o un momento especial.
Muchos fueron los amigos que en esta tierra del cinturón del continente americano hicimos, tantos, que solo haber pasado por aquí, el viaje hubiera merecido la pena. No voy a nombrarlos, me quedaría sin luz pegado a este teclado que clava letras mientras vosotros pasáis frente a mi memoria sacándome una sonrisa, pero vosotros verdaderos participes de nuestras aventuras sabéis quien sois y os agradezco de corazón haberos cruzado con nosotros.
Nicaragua por momentos me sacó de mis casillas, pero solo por momentos, esos negros momentos en los que el pillaje, los robos materiales o el timo se volvían el rostro de una nueva desventura para nosotros o nuestros amigos, pero se pasaba pronto, cuando la sonrisa, la amabilidad o el abrazo de este país coloreaba de nuevo los amaneceres o atardeceres, quedando todos esos tristes momentos en meras anécdotas del viaje.
Nicaragua fue un hogar, al sentir que vivía en ella. Las dos Nicaraguas me gustaban con asombro, la continental y la de las perdidas Islas del Maiz-Corn Island, en las dos me hubiera quedado atrapado para siempre bajo un árbol escuchando a Sandino o a un campesino cualquiera.
Nicaragua nos dio tantas risas, tantos bailes y tantos quebraderos de cabeza que se convirtió por amor al arte en uno de mis lugares favoritos, tanto que lloré vida al abandonarla por las miserables ideas de los visados, siempre empeñados en truncar y decidir calendarios.
Nicaragua es hoy un pasado hermoso, un presente cotidiano en mis memorias, un lugar que recomiendo con entusiasmo y un rincón al que volver aún ciego, mudo o sordo, pues siempre hay algo escondido para abrir tus sentidos.
Nicaragua me dio manjares, me dio la vida caribeña que siempre soñé, me dio el cansancio necesario para saborear el viaje desde lo mas profundo, me dio un nuevo lugar para volver con Marta, me dio amigos y me dejo descubrirla entre la poesía de Rubén Dario y el poema escrito con grandeza de los libertadores sandinistas.
¡Gracias Nicaragua! por bautizarme en Ometepe con la magia de un mesías efímero pero divertido, por haberme dado cielos estrellados donde pude unir constelaciones y por dejarme embriagar de ti sin contemplaciones junto a esos amigos que dieron sentido a todo lo que en tu silueta pasó y queda ya en secreto entre nosotros, cómplices de que algo realmente bonito sucedió allí mientras tu me robabas los días y yo me empeñaba en amanecer en el mismo día.
¡VIVA SANDINO!¡VIVA NICARAGUA!¡GRACIAS AMIGOS!.
Before arriving in Nicaragua we heard so much good stuff about this country. A real backpacker eldorado... We were a bit sceptical- the travel experiences proove to be a very subjective topic and usually what is praised by many, ends up beeing mediocre to us. Indeed, it took us a lot to make this experience positive in the end. And i know... it´s probably bad luck with all the thefts and people who were trying to rip us off on every occasion. And I don´t even blame them for this constant cha-ching sound I almost could hear, when they realised, there is a tourist they can get some money from. We ARE tourist. We DO travel around making the impression we are millionaires (aren´t we?) and we are so damn lucky to be able to CHOOSE to travel like this and make our dreams come true... but it was incredibly frustrating to have this sticky feeling of being seen only from this one perspective.
But having said that- Nicaragua IS beautiful and we did convince ourselves to love the country. Corn Islands helped a lot, despite the whole transport chaos. But we did meet many nice people, helpfull and caring and open minded. We will definately go back to Nicaragua- someday... maybe soon!Here we´ve learned a lot about ourselves, our reactions, things that bother us the most and about people´s mentality and stereotypes but also experienced real, unconditional friendship, humble ways of living, met people who really care. We saw real beauty- in the landscapes and in people and then always got reminded about the dark side, about the bad things and mean people. Yes- Nicaragua was a life lesson. It cost us a lot of frustrations and disappointements, but finally we learned to love it. Thank you for reminding us that not everything in life comes smooth and easy... And for putting amazing people on our paths, that showed us how to appreciate this visit.
Przed przyjazdem do Nikaragui uslyszelismy wiele hymnow pochwalnych na jej temat. Z relacji innych podrozujacych wylanial sie obraz prawdziwego backpackerskiego raju. Nauczeni doswiadczeniem, sceptycznie podeszlismy do tych rewelacji o raju na ziemi. Podrozne wrazenia sa bardzo subiektywne, to co jednym wydaje sie miejscem idealnym, dla innych moze okazac sie pieklem. Na nasza opinie podczas podrozy wplywa wiele czynnikow: szczescie do miejsc, ludzi i wydarzen, rozne zbiegi okolicznosci, to kto i kiedy staje na naszej drodze, wczesniejsze doswiadczenia oraz jak wysoko ustawilismy poprzeczke naszym oczekiwaniom. Okazalo sie jednak, ze nasze mieszane uczucia okazaly sie trafne. Nikaragua nie byla dla nas tym, co obiecywali mijani w hostelach turysci. Podkreslam- nie byla dla nas, bo dla nich, na pewno byla- dla tych pedzacych z jednego komercyjnego autokaru do drugiego, spieszacych sie by dotrzec do Meksyku i zlapac samolot, by wrocic do domu po dwoch- trzech miesiacach w drodze... Rozumiemy to. Dla podrozujacych na szybko nie liczy sie kazdy najmniejszy grosz. Widza oni mniej, czesto nie skupiaja sie na spontanicznych reakcjach ludzi. Widza swiat inaczej. Chyba...
Moze po prostu mielismy pecha- codzienniego, przez niemalze dwa miesiace pobytu.
Nikaragua byla dla nas kolejna wielka proba- cierpliwosci oraz wiary w ludzkosc. Od pierwszego dnia mielismy wrazenie, ze ludzie widza nas tylko i wylacznie przez pryzmat naszych wielkich pieniedzy (bo zeby podrozowac, trzeba je miec, no nie? ha!). Tak, wiem, ze mamy niezwykle szczescie, ze mozemy podrozowac. Wloczyc sie po swiecie dla przyjemnosci, z wyboru. Wiekszosc mieszkancow ziemi nie ma tego luksusu. Zdajemy sobie z tego sprawe. Nie wiem tylko czy jest to wystarczajacy powod, by traktowac kogokolwiek jak okazje do zarobku i oszustwa. Moze naszym nieszczesciem jest to, ze zbyt dobrze juz znamy te wszystkie sztuczki uzywane przy naciaganiu turystow, te gre w ktorej wszystkie chwyty sa dozwolone, byleby samemu wyjsc na niej z korzyscia.
Nikaragua to podobno najbezpieczniejsze panstwo Ameryki Centralnej,a mimo to osaczaly nas wiesci o kradziezach. Niemalze wszyscy, z ktorymi podrozowalismy zostali okradzeni.
Wiadomo, to tylko rzeczy, mozna sobie kupic nowe buty, aparat czy naprawic wylamane okno w aucie. Ale wlasnie przez to pozostal nam nieco smutny obraz Nikaragui. Nadal, myslac o tej podrozy, widzimy tych wszystkich kierowcow autobusow, ktorzy klamiac nam w zywe oczy, probowali nas skasowac za przejazd kilkakrotnie wiecej niz powinni. Wszystkie te babcie sprzedajace ciasteczka czy soki, ktore na pytanie o cene nagle musialy sie baaaardzo dlugo nad nia zastanawiac. Oczywiscie, ta sytuacja to wina takze turystow, ktorzy albo daja sie oszukiwac ( to tylko jeden dolar wiecej, no nie?) albo nie maja zielonego pojecia i nigdy sie nie dowiedza, jak latwo sie na nich wzbogacic.
Bylismy w wielu krajach- wszedzie takie sytuacje sa na porzadku dziennym, ale sa miejsca, gdzie ci drobni oszusci maja olbrzymi tupet i dodatkowo publiczne przyzwolenie na "naciaganie bogatego amerykanca".
Troche to wszystko rozumiem- Niakaragua to kraj rozwijajacy sie, duzo tu biedy. Ale bardziej chyba jednak Nie Rozumiem- inne kraje srodkowoamerykanskie sa w podobnej a czasem gorszej sytuacji, a sytuacje tego typu i ta oportunistyczna mentalnosc mimo to nie sa na porzadku dziennym.
Nie chce jednak brzmiec histerycznie zamykajac ten rozdzial. Gorzki smak powoli znika, a calosc nie byla wcale taka okropna.
Na szczescie udalo nam sie troche otrzasnac z tego niemilego obrazu, ktory codziennosc namalowala nam w pamieci. Na szczescie poznalismy tez cale mnostwo cudownych, bezinteresownych ludzi, chetnych do pomocy, przyjaznych tubylcow, uczciwych kierowcow i osoby chetne aby zwyczajnie porozmawiac, poznac sie, byc milym.
Cale szczescie, ze kraj urzekl nas swoim pieknem: jeziorami, plazami, tropikalnymi lasami i wulkanami. Caly cza spowtarzamy sobie, ze moze naprawde mielismy cholernego pecha w tej Nikaragui, ze to tylko nas na kazdym kroku spotykaly nieprzyjemnosci.
Nikaragua zdecydowanie nie byla rajem jako calosc, ale udalo nam sie wyprostowac jej obraz dzieki tym wielu cudownym spotkaniom i magicznym miejscom, ktore tak bardzo nas urzekly w miedzyczasie. Zabralismy stad cale mnostwo dobrych wspomnien, ktore z czasem wymazuja te niefajne przezycia. Dolaczylismy olbrzymie grono niepowtarzalych cudownych osobowosci do stada naszych przyjaciol. Mimo wszystko znalezlismy wielu dobrych ludzi, ktorzy sprawili, ze ten obraz Nikaragui nie jest az tak mroczny.
Duzo sie tutaj nauczylismy- o sobie i o ludziach. Byl smiech i piekno natury wokol.
Na szczescie- i mimo wszystko- polubilismy Nikarague.... choc ta milosc zdecydowanie nie jest slepa, musielismy o nia walczyc, tlumaczyc sobie wiele spraw. Bylo trudno. Wybaczamy Ci Nikaraguo... ale nastepnym razem potraktuj nas lepiej, ok?
FOOD/ JEDZENIE/ COMIDA
The cuisine is similar to what you find everywhere else in Central America. Lots of beans and rice (yeah!), fired bananas, cabbage salads and meat, meat meat. But the food is good!As a vegan I had no bigger problems finding stuff to eat. The best are the buffets, where you can choose what you wan´t and it´s usually not very expensive (although not as cheap as in some other countries of the region). We really loved all the root vegetables (tiquisque-yummm) and the cheap and unheathly but oh so good banana chips with vinegar and cabbage. We didn´t mind eating a lot of pinto (rice&beans with fried banana, salad and meat or cheese, or double salad for me), which is the base of the local diet and becomes the most hatred food among most of the tourists. We actually still can´t get enough of it!
Here we saw vigoron for the first time (it´s also known in Costa Rica) and fell in love with this cheap, simple and tasty street food: boiled yuca, cabbage salad and chimichurri/spicy vinegar sauce + chicarron (if you are not vegan!)
Kuchnia Nikaragui nie rozni sie specjalnie od reszty regionu srodkowoamerykanskiego- w koncu to historyczna i kulturowa calosc- i widac to doskonale wlasnie w kuchennych przywzyczajeniach. Kroluje ryz i fasola oraz miecho. Wielu turystow po krotkim czasie ma serdecznie dosc codziennej, czesto wielokrotnej, porcji ryzu zmieszanego z czerwona lub czarna fasola, smazonych bananow i salatki (+ miecho... dla wegan nieobowiazkowe! ;) ), czyli popularnego pinto. Nam nadal nie zbrzydlo i pozostaje w codziennym menu.
Sa oczywiscie regionalne specjaly. Zakochalismy sie tu w vigoron- typowym streetfoodzie, szybkim, tanim, latwym i przyjemnym: vigoron to podana w lisciu bananowca gotowana juka z salatka z kapusty i sosem chumichurri lub ostrymi papryczkami w occie. Wazna czescia vigoronu jest kawalek chicharron, koronujacy danie- ale dla wegam nie ma problemu- wystarczy zamowic bez, targujac nizsza cene:) Ogolnie problemow ze znalezieniem jedzenia dla mnie raczej nie bylo. Najczesciej jadalismy w bufetach- nie az tak strasznie tanich,ale zawsze smacznych- i z duzym wyborem dan (i wielooma warzywami i salatkami). Nasza ulubiona autobusowa przekaska staly sie natomiast chipsy z bananow (+ kapusta i ostre papryczki w occie).
1. buffet/ trudy wyboru w bufecie"/ caribbean delights/karaibskie przysmaki/ 3. vegan PINTO |
we cooked a lot/ zazwyczaj sami gotowalismy |
in the carebbean Hector ate lots of fish/ Karaiby byly dla Hectora rybnym rajem |
vigorón/ quesillo is a tortilla with a piece of cheese drowned i lots of cream- quesillo to tortilla z serem zalana (doslownie) duza iloscia smietany |
SLEEP/ ACOMODACIONES/ NOCLEGI
Bed prizes at the hostels start with 5USD/p, but renting a hammock or sleeping in your tent can be cheaper.
Lozko w hostelu to ok 5 dolarow na osobe (minimum, chyba ze sie dzieli jedna prycze... wszystko jest mozliwe jak sie dobrze zakombinuje), ale mozna tez za mniejsza oplate wynajac hamak ... a poza miastem jest opcja namiotowa.
We mostly did chicken buses (almost always getting into fights over the prizes) but hitchhiking also worked.
Podrozowanie naszymi ulubionymi chicken busami oznaczalo nieustanne batalie o ceny, ale bylo warto... a tam gdzie nie bylo warto, dzialal autostop.
OTHER
;) |
No hay comentarios:
Publicar un comentario