sábado, 28 de junio de 2014

CHIANG MAI....

Pues al fin poníamos pie en el norte de Tailandia, y ni mas ni menos que la elegida fue Chiang Mai.
Es la segunda ciudad de Tailandia y se caracteriza por sus templos, su cultura y su comercio. Esta vieja ciudad fue fundada en 1296 y construida tras un foso y una muralla para protegerla de las incursiones birmanas.
En la ciudad hay nada menos que unos 300 templos budistas o Wats entre los que destacan el Wat Chiang Man, el Wat Phrathat Doi Shutep, el Wat Phra Singh o el Wat Chedi Luang. Ademas parte de su belleza radica en su entorno, al estar rodeada de grandes montañas y estar levantada a las orillas del río Ping.
Nosotros la disfrutamos durante un fin de semana, paseando y recorriendo cada tranquilo rincón de su centro amurallado.Y sobre todo participando activamente de los mercados nocturnos que se levantan en la ciudad los Sábados o Domingos, donde uno puede degustar de una gama muy alta de productos locales y disfrutar de la atmósfera que se crea.






fried eggs for Hector








sweets







So we finally moved north... and the trip was hell: one day two nights between ferries and buses and a short stop in Bangkok... But finally we got to Chiang Mai, the capital of the Chiang Mai Province and also the biggest city in the north. It is actually very calm and the only place where you can see crowds would be the lovely markets (both at day and night time), that are placed in different zones of Chiang Mai. The tourism in the city (if you don't go on trips outside to explore the nature) is mostly all about visiting temples .... Which we did, but our tourism based mostly on visiting the markets and enjoying the food (so many tasty veggie stuff!!!) and the atmosphere.

Szorcik: Po długiej podróży (2 noce i jeden dzień spędzone na promach i w autobusach oraz kilka godzin w Bangkoku) wreszcie dotarliśmy na północ Tajlandii, o której słyszeliśmy wiele dobrego- i słusznie. Naszym pierwszym przystankiem było największe miasto północy- Chiang Mai. Na próżno tu jednak szukać wielkomiejskiego gwaru i chaosu. Od początku rzuca się to w oczy (i uszy) spokój, nietypowy dla dużych miast. Życie toczy się dość leniwie, na ulicach brak tłumów, a jedyne miejsca, gdzie życie toczy się z większą energią to targowiska odbywające się w różnych częściach miasta, zarówno w dzień jak i w nocy.
Ponieważ zwiedzanie Chiang Mai ograniczyć można właściwie tylko do wizyt w różnych świątyniach, my tę część turystyczną odbyliśmy bardzo szybko... w pewnym momencie wszystkie pagody wyglądają identycznie (podobnie jak kościoły zresztą). Natomiast targowiska znudzić się nie mogą, przynajmniej smakoszom, a że Chiang Mai to miejsce przyjazne roślinożercom, to dla mnie każde odwiedziny na targowiskach kończyły się przejedzeniem.

No hay comentarios:

Publicar un comentario