lunes, 13 de agosto de 2012
PLAYEO EN SAN VICENTE DE LA BARQUERA.!!!!!
En la vuelta a Francia, no podíamos dejar de escapar la oportunidad de bañarnos en el Cantábrico.......y San Vicente de la Barquera , en el lado de la Braña fue el destino elegido......unas playas y un paisaje idílico que invitaban a uno a no subirse de nuevo a la furgoneta..........pero el viaje tocaba a su fin!
Wide beach, white sand, sunshine, green gables and a lot of waves (and surfers). Paradise?NO, playa de Meron in Cantabria. Love it!
Szorcik: Plaża rozciągająca sie prawie na kilometr wgłąb lądu (aż do kolejnego przypływu), zielone wzgórza i ocean zorany falami (oraz ujeżdżający te fale surferzy). Raj?Prawie... a dokładniej plaża Meron w Cantabrii. Po prostu zakochałam się w naszego postoju przed powrotem do Francji.
PUXE ASTURIES!!!!....GIJÓN.
ES IMPOSIBLE NO ENAMORARSE DE ASTURIAS.......y Gijón tiene parte de culpa en todo eso!
Los dos días que pasamos en Gijón en la casa de la madre de Vicente, fueron mas que increíbles, no solo por el echo de estar entre amigos, sino por el echo de descubrir una ciudad maravillosa, apasionante, que se movía al ritmo de las olas del Cantábrico para algunos y a al ritmo de los culines de sidra para otros.....
Perderse en las maravillas de una ciudad como Gijón con un guía como Vicente, hacen a uno aprovechar hasta el ultimo instante de la visita, hacen a uno sentirse asturiano, y hacen a uno enamorarse de ese himno asturiano........ASTURIAS PATRIA QUERIDAAAAAAAA.......ASTURIA DE MIS AMORES.....
GRACIAS VICENTE POR INVITARNOS A ESA TIERRA TUYA TAN HERMOSA Y HOSPITALARIA!!!!
PUXE ASTURIES!!!!!!!
Asturias is not only cider. The small part that we could see is so beautiful. I love the contrast betzeen the green grass, grey rocks and deep blue ocean. It's just magic.
And Gijon is a really nice city- first of all i love cities that have a beach- and gijon has a disappearing beach- because of the tide. You can enjoy the whole day on the beach- until about 18 pm when it all gets covered by water. And off course the nice people... with Vicentes family in the first way!
Szorcik: żeby nie było, że w Asturii ciekawe jest tylko picie cydry- kraina jest przepiękna i inaczej niż reszta Hiszpanii- gęsto zalesiona i zielona. Niesamowity jest kontrast między soczyście zielona trawą, szarością gołych skał i błekitem nieba i oceanu. Poza tym Gijon to całkiem przyjemne miasto z ciekawa zabudowąm, ale najbardziej urzekła mnie tu plaża, która pojawia się i znika. W dzień jest,a wieczorem, po 18-tej zalewana jest przez ocean w wyniku działania pływów morskich. Tak więc biada tym, którym zdarzy sie przysnąć wygrzewając sie w słońcu.
Los dos días que pasamos en Gijón en la casa de la madre de Vicente, fueron mas que increíbles, no solo por el echo de estar entre amigos, sino por el echo de descubrir una ciudad maravillosa, apasionante, que se movía al ritmo de las olas del Cantábrico para algunos y a al ritmo de los culines de sidra para otros.....
Perderse en las maravillas de una ciudad como Gijón con un guía como Vicente, hacen a uno aprovechar hasta el ultimo instante de la visita, hacen a uno sentirse asturiano, y hacen a uno enamorarse de ese himno asturiano........ASTURIAS PATRIA QUERIDAAAAAAAA.......ASTURIA DE MIS AMORES.....
GRACIAS VICENTE POR INVITARNOS A ESA TIERRA TUYA TAN HERMOSA Y HOSPITALARIA!!!!
PUXE ASTURIES!!!!!!!
Asturias is not only cider. The small part that we could see is so beautiful. I love the contrast betzeen the green grass, grey rocks and deep blue ocean. It's just magic.
And Gijon is a really nice city- first of all i love cities that have a beach- and gijon has a disappearing beach- because of the tide. You can enjoy the whole day on the beach- until about 18 pm when it all gets covered by water. And off course the nice people... with Vicentes family in the first way!
Szorcik: żeby nie było, że w Asturii ciekawe jest tylko picie cydry- kraina jest przepiękna i inaczej niż reszta Hiszpanii- gęsto zalesiona i zielona. Niesamowity jest kontrast między soczyście zielona trawą, szarością gołych skał i błekitem nieba i oceanu. Poza tym Gijon to całkiem przyjemne miasto z ciekawa zabudowąm, ale najbardziej urzekła mnie tu plaża, która pojawia się i znika. W dzień jest,a wieczorem, po 18-tej zalewana jest przez ocean w wyniku działania pływów morskich. Tak więc biada tym, którym zdarzy sie przysnąć wygrzewając sie w słońcu.
GIJÓN, SIDRAS, GIJÓN,SIDRAS, GIJÓN , SIDRAS........
Los Padres de Vicente nos invitaron a comer y antes y después nosotros practicamos el deporte asturiano por excelencia, escanciar la sidra, ya no se si por buscar alguna con mejor gusto, por el simple echo de ver si eramos capaces de escanciarlas o si simplemente es que nos encanta "reliarnos".....el caso es que la primera toma de contacto con Gijón ,el pueblo natal de Vicente , fue la OSTIA!!!
OTRO CULÍN??????
Ok so while everybody was practicing hoz to pour the cider in to the glass and not all around the glass i was enjoing my cold beers, and watching the funny exercises- that you can observe everywhere here. And we also found a bit folcloric dances. LOOK
Szorcik: No koniec już tego zachwycania się cydrą...choć przyznać muszę, że z czasem akrobacje wykonywane przez wszystkich wokół w celu nalania sobie czegoś do szklanki robią się coraz zabawniejsze. Podobno cydrą nie da się upić... nic dziwnego skoro wszystko ląduje wokół, zamiast w szklance.
Udało nam sie też jednak znaleźć coś ciekawszego do oglądania- trochę folkloru. TU
DESCENSO INTERNACIONAL DEL SELLA 2012.....!!!!!! ARRIONDAS.
¿Como no podíamos disfrutar de este evento festivo-deportivo estando en Asturias?..La verdad que fue una pasada llegar a Arriondas y encontrar tal multitud de gente de fiesta esperando a que comenzara la ansiada carrera de piraguas!
Allí entre sidras y el color de las banderas y charangas asturianas que desfilaban por el pueblo dimos rienda suelta a nuestra alegría , esperando mas impacientes que mucho el comienzo de la carrera, por los micrófonos se daba el pregón el inicio y yo alucinaba con la cantidad de participantes.....cerca de 1000!!!!!
Fue un espectáculo único ver aquella salida........el jaleo de la gente, las sidras escanciadas y el típico baño en el Sella.....
EL DESCENSO DEL SELLA YA ESTARÁ MARCADO EN MI CALENDARIO!
PUXA ASTURIES!!!!!!
Descenso del Sella is a real party for kayak-lovers. Since 80 years- the first saturday of august there is a big kayak-race on the Pilona river, and what follows: a big party in all the surrounding villages- beginning from where it starts (and where we were) in Arriondas until where it ends- in Ribadesella.
It was also my first meeting with the asturian cider... which has to be poured into to the glas from a long distance (due to oxidation of the cider). I must say it is not easy... and I probably will never be able to call myself a real asturian, cause the cider there really is not my thing...
Szorcik: Pierwszy przystanek w Asturii to miasteczko Arriondas, gdzie co roku, w pierwszą sobotę sierpnia, rozpoczyna się wielki wyścig/spływ kajakowy. Z całej okolicy ściągają tłumy aby uczestniczyć, kibicować ale przede wszystkim dobrze sie bawić popijając regionalną cydrę. Napój gazowany, alkoholowy, robiony z jabłek (nazwijmy rzeczy po imieniu- zwykły jabol no!) jest tutaj rozlewany w specyficzny sposób. Butelkę trzeba trzymać ponad głową, a szklankę poniżej pasa. Następnie trzeba strugą napoju do tej szklanki trafić (jak dla mnie- awykonalne), następnie to co się udało do szklanki wlać (i nie rozlać) wypić duszkiem (bleee- kwaśne to i mocno gazowane!) zostawiając ostatni łyk w szklace- po to tylko żeby go wylać na ziemię. Nastepnie pusta szklankę oraz butelkę z cydrą przekazujemy następnej osobie- niech sobie radzi sama. No cóż- wyglądato całkiem zabawnie, do nóg klejacych się od rozlanego napoju można się przyzwyczaić, na wszechobecny zapach cydry po czasie przestaje się reagować, ale smak jak dla mnie nie do przejścia (choć francuski lub angielski cider nie jest zły).
PASEO NOCTURNO POR BILBAO Y GUGGENHEIM !!!
Habíamos emprendido rumbo a Gijón y como la noche y el cansancio invitaban a una parada, no dudamos en elegir Bilbao.........un paseo nocturno bajo la atenta mirada de la ría y del famoso y a la vez llamativo museo Guggenheim nos permitieron descubrir un interesante entorno.
Bilbao nos susurro tranquilidad, nos regalo el descanso......y nosotros le debemos otra visita!!
On our way to Asturias together with Vilma and Vicente, we stopped in Bilbao. It was at night, but still we have decided to tak a quick walk in the center- and see the famous Guggenheim Museum.
Szorcik: Kolejny weekend, kolejna wyprawa. Tym razem w rodzinne strony Vicente- Asturias. Ale po drodze trzeba było odpocząć, stąd nasz nocny spacer po centrum Bilbao i kilka fotek Muzeum Guggenheima.
FIESTAZO EN VIC-FEZENSAC.....TEMPO LATINO!!!!
Joder!!!!Jamás pensé que una fiesta por estos lares me hiciera sentir en casa......pues bien, la fiesta "Tempo Latino" que se celebra desde hace unos 25 en Vic-Fezensac me impactó desde el primer momento.Las calles estaban tomadas por gente bailando salsa y música latina por todos sus rincones, había conciertos y la amabilidad de sus habitantes a la hora de recibir a tanta gente me hacía sentirme inmensamente vivo.....
La invitación a tal evento no podría venir de otro que de mi amigo Hadrien.....su padre vive allí después un año y sin darnos cuenta todos los que teníamos ganas de juerga en Montauban estábamos allí!!!!
Noche de bailes,. risas y bares clandestinos........junto a la mejor compañía me hicieron sentir al otro lado de la frontera, y no me refiero a la de los Pirineos, no! me refiero sentirme al otro lado de la frontera de la cordura, la pasividad, la rutina.....
GRACIAS POR ESTE FIN DE SEMANA AMIGOS!!!!!
This was supposed to be a lazy weekend... but one phone call from Hadrien and off we were- the festival "TEMPO LATINO" was calling. And there- what a surprize. I have never seen a french town so full of life and people. Music everywhere, all the bars open and people dancing on the streets!Incredible. And we discovered a secret bar in a private bar (looks like chiringuito with real sand from the beach), where you cannot order a drink- you can only get invited!
Szorcik: to miał być jeden z tych spokojnych, leniwych weekendów... niestety- jeden telefon od Hadrien i już byliśmy w drodze na festiwal latynoskich rytmów Tempo Latino. Muszę przyznać, że to co zobaczyłam, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Przyzwyczajona do oziębłej, trzymającej na dystans natury francuzów, doznałam niemalże szoku w zetknięciu z latynoską gorącą atmosferą, która udzieliła się tu wszystkim- niezależnie od narodowości. Muzyka na żywo, feeria kolorów i ludzie tańczący (tłumnie) na ulicach. Rewelacja! No i odkryliśmy bar widmo- stworzony w salonie jednego z domów, gdzie podłogę pokrywa piasek prosto z plaży, a nad głowami powiewają gałęzie bambusa i palmy... a ponieważ bar jest nielegalny (albo raczej: oficjalnie nie istnieje) to piwa zamówić nie można... można na nie jedynie zostać zaproszonym!
And they danced like that.
A tańczyli tak.
La invitación a tal evento no podría venir de otro que de mi amigo Hadrien.....su padre vive allí después un año y sin darnos cuenta todos los que teníamos ganas de juerga en Montauban estábamos allí!!!!
Noche de bailes,. risas y bares clandestinos........junto a la mejor compañía me hicieron sentir al otro lado de la frontera, y no me refiero a la de los Pirineos, no! me refiero sentirme al otro lado de la frontera de la cordura, la pasividad, la rutina.....
GRACIAS POR ESTE FIN DE SEMANA AMIGOS!!!!!
This was supposed to be a lazy weekend... but one phone call from Hadrien and off we were- the festival "TEMPO LATINO" was calling. And there- what a surprize. I have never seen a french town so full of life and people. Music everywhere, all the bars open and people dancing on the streets!Incredible. And we discovered a secret bar in a private bar (looks like chiringuito with real sand from the beach), where you cannot order a drink- you can only get invited!
Szorcik: to miał być jeden z tych spokojnych, leniwych weekendów... niestety- jeden telefon od Hadrien i już byliśmy w drodze na festiwal latynoskich rytmów Tempo Latino. Muszę przyznać, że to co zobaczyłam, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Przyzwyczajona do oziębłej, trzymającej na dystans natury francuzów, doznałam niemalże szoku w zetknięciu z latynoską gorącą atmosferą, która udzieliła się tu wszystkim- niezależnie od narodowości. Muzyka na żywo, feeria kolorów i ludzie tańczący (tłumnie) na ulicach. Rewelacja! No i odkryliśmy bar widmo- stworzony w salonie jednego z domów, gdzie podłogę pokrywa piasek prosto z plaży, a nad głowami powiewają gałęzie bambusa i palmy... a ponieważ bar jest nielegalny (albo raczej: oficjalnie nie istnieje) to piwa zamówić nie można... można na nie jedynie zostać zaproszonym!
And they danced like that.
A tańczyli tak.
Suscribirse a:
Entradas (Atom)