jueves, 5 de enero de 2017

BAHÍA SOLANO-CHOCÓ.

Tras un viaje en lancha de 6 horas en mitad de una tempestad en el Pacífico, donde las olas descomunales, el viento, la lluvia y los saltos de la lancha que pareciera partirse a cada momento, llegamos a Bahía Solano. Nunca había deseado tanto llegar a tierra firme, durante 6 largas horas mi cabeza sobrevolaba la vida, y las doce personas que viajábamos en aquella lancha diminuta en mitad de aquella inmensidad brava, oscura y enfurecida suspiramos cuando al fin aquel viaje terrorífico dio a su fin......no tengo palabras para describir lo sufrido, lo vivido en este episodio de nuestras vidas.
Bahía Solano nos recibió bajo un diluvio y para nuestra sorpresa con un desprendimiento de tierras a escasos 30 metros de donde habíamos desembarcado, el horror de nuevo se apoderaba de nosotros y de todos aquellos que allí se encontraron, que tuvieron que lanzarse al mar a subirse a las lanchas para huir del lodo, los árboles y las rocas que de aquella selva caían con fuerza y odio.
Pero siempre amanece de nuevo, y así fue. Tuvimos que olvidar los sustos y descansar para amanecer bajo la hospitalidad de Gloria, quien nos acogió en su casa y donde pudimos poner a secar el total de nuestras ropas, mochilas y equipos varios. Un desastre en toda regla, habíamos esquivado literalmente a la muerte dos veces el mismo día.
Durante 5 días recorrimos las calles embarradas de Bahía Solano, un hermoso lugar eclipsado en nuestra estancia por las prolongadas lluvias, pero al fin y al cabo un bello lugar enclavado en mitad de las selvas, en el corazón del Chocó.
Cascadas, ríos, playas y una bahía de ensueños son su perfil, aquí durante varios meses las ballenas vienen a enseñar a sus crías a nadar, un espectáculo que produce gran orgullo a sus vecinos. Una lastima no haber llegado a tiempo, pues las ballenas ya estaban migrando hacia el norte.
Pero bueno, la tranquilidad del pueblo, la buena gente, la comida y la hospitalidad con que nos recibieron también nos dejaron bellos recuerdos.


the boat we took from Jurado to Bahia






Best restaurant in Bahia- in the house of Don Pedro and the lovely Teresita!








our local guide ;)

landslide

landslide






landslide


So far we were always lucky with the small boats on open water- until our trip from Jurado to Bahia Solano... It should only tak 2 hours, but we arrived after a 6 hour ordeal;) First- the engine got broken after the first hour and we had to wait for a new boat. Then the weather went crazy-the waves were huge,  it rained so hard , we couldn´t even open our eyes and the fog was so thick, we could not see the shore... and we actually got lost on the open water because of that! And when we finally arrived to Bahia Solano, when we finally got to change our wet clothes and drink a cup of hot coffee, only 30 meters from where we are a doble landslide cut us off from  the town (and got us really scared) so that we had to take the boat again in hurry to reach the firm land from the other side. 
The few days tha we have spent in Bahia Solano were rainy and wet. It took us a lot of time to dry our clothes (our backpacks got totally soaked up during the trip) and we couldn´t do much tourism due to the bad weather and many landslides that devastated the river, roads and and many houses.
Shortly said: we got stuck. Luckily for us we got invited by a mom of our aquaintance from Jaque. Gloria and her family let us stay in one of their rooms while we were waiting for the transport to Buenaventura.
Too bad that the weather didn´t allow us to get to know the region- apparently it is beautiful- which only gives us a reason to go back someday.
But for now, I am really happy not having to take any small boats in a long time... Fortunately the one that took us to Buenaventura was bigger and felt safer, although not very comfortable and we had to jump down from it, as there was no marina on the arrival, lol ;)

Do tej pory mieliśmy sporo szczęścia do małych łódek na otwartym morzu, jednak podróż z Jurado do Bahia Solano okazała się być wyjątkiem. Najpierw zepsuł się motor. Musieliśmy zacumować w najbliższym miasteczku (godzinę drogi od Jurado) i czekać aż dotrze nowa łódź. Kiedy wreszcie wypłynęliśmy, pogoda oszalała. Podróż w maleńkiej łódce na otwartej wodzie, w otoczeniu kilkumetrowych fal, przy deszczu nie pozwalającym na otwarcie oczu i mgle tak gęstej że nie widać brzegu to naprawdę żadna przyjemność. Podróż, która powinna trawc ok 2 godzin zajęła nam ponad 6. Kiedy wreszcie usiedliśmy w barze na przystani w Bahia, zmieniliśmy mokre ubrania na suche i wypiliśmy gorącą kawę, jakieś 30 metrów od nas obsunęła się ziemia. Trzeba było więc szybko zebrać manatki i z powrotem wskoczyć do znienawidzonej łódki- drogą lądowa do miasta została zniszczona przez wodospad błota.
Cały nasz pobyt w Bahia upłynął pod znakiem tropikalnych deszczów i prób wysuszenia ubrań, które zupełnie przemokły na łodzi. Okolica Bahia słynie z urody- niestety sezon deszczowy nie był w tym roku spokojny- osunięcia ziemi zasypały wioekszosc dróg, zniszczyły domy oraz zanieczyściły rzekę. Nie mieliśmy więc zbyt wiele opcji turystycznych, tym bardziej że większość czasu lało jak z cebra...
Na szczęście mieliśmy dach nad głową;) Zatrzymaliśmy się u Glorii, matki jednej z naszych znajomych z Jaque.
Podróż z Bahia do Buenaventura, ku mojej radości, odbyliśmy na większym statku- takim z ciasnymi pryczami i dachem, ktre mimo że niewygodne, wydały się nam istnym błogosławieństwem;)

No hay comentarios:

Publicar un comentario