The real reason to go to Spain was our annual meeting with my polish firends. As we all live in different parts of Europe- we don’t get to see each other very often. Last year we had our little meeting in France, this year it was Seville.
Since we left Seville in september 2010 I only went back once and that was only for a couple of days- definately not enough. I missed the city so much. Although a lot has changed it is still my Seville- just how I knew it. It was a bit strange to walk around the same old streets- like I have never left... but also it brought up so many good memories.
But the strangest thing was to see Agatka and Oli here. I mean- I used to live here with Wero, but to actually see the two persons who I wrote about the city so much- was slightly surrealistic. Luckily the weather was perfect during our whole stay- i twas hot enough to get a bit suntanned on the faces. Also, Seville looks so much better in the sunshine. You know : palmtrees, tinto de verano and hot spanish guys (well the last thing might be a bit overratedJ)
Together with Wero we wanted to show the girls as much as possible of our favourite (¿hmm?) city, but off course… somwhere inbetween there was always a lot of talking, and when you have so much tos ay to each other- you need to stop every now and then. So we did see the “must sees” of Seville but in the chillout way (ok… ended up with sore feet, but who cares), we spent long hours eating ice cream at Plaza de Espana and then climbing orange tres in the Parc of Maria Luisa (ok some of us did), walked around Santa Cruz and the whole old town, passing by the Little squares full of people.
Szorcik: Prawdziwym celem mojej wycieczki do Hiszpanii byl coroczny zjazd Lokietkow- czyli spotkanie z moimi przyjaciolkami z (dawnych bardzo) czasow studenckich.
Niesamowity byl ten moj powrot do Sewilli. Z jednej strony miasto wydawalo sie znane, oswojone, ale z drugiej- musialam na nowo sie go nauczyc, przypomniec sobie stare, oklepana trasy, miejsca, a nawet twarze. Wiele sie od czasu mojej wyprowadzki zmienilo, ale nie na tyle zeby nie poczuc niepowtarzalnegu klimatu tego miejsca. Zycie jak zawsze toczy sie na ulicy (oczywiscie poza godzinami siesty), bogaci eleganccy Sewillanie popijaja piwo na tych samych placach gdzie hipisi, dzieci bawia sie dlugo po zmroku podczas, gdy ich rodzice kosztuja kolejne tapasy. Dla mnie to miasto, wraz z Granada, zawsze bedzie kwintesencja Hiszpanii, jej poludniowego charakteru. To stad pochodza hiszpanskie stereotypy i tu wlasnie znajduja one swoje potwierdzenie.
Jak dziwnie bylo wobaczyc tam Agatke i Ole. Jeszcze chwile temu pisalam do nich mejle o tym jak pieknie tam jest az tu nagle- bylysmy tam razem. Pewnie w wielu miejscach mogly zmaterializowac swoje wyobrazenia o miejscach, ktore im z Wero opisywalysmy. No i wreszcie mogly sprobowac wszystkich naszych ulubionych tapasow, poznac znajomych. Sewilla skapana w sloncu (27 stopni!) nie ma sobie rownych- szczegolnie w takim towarzystwie. Oczywiscie w czasie zwiedzania nie obylo sie bez dlugich przystankow na pogawedki, ale to juz inna historiaJ
La excusa de este viaje de diez dias a Andalucia no era otro que el encuentro polaco de ella con sus amigas , que cada año hacen en diferentes rincones de Europa, con el fin de juntarse y disfrutar unos dias juntas......no pudieron elegir una mejor ciudad este año SEVILLA (Wero vive aquí).
Las fotos hablan por si solas.....la belleza de Sevilla se mezcla con la belleza de la amistad....cada momento vivido por estas cuatro amigas fue puro placer.
No hay comentarios:
Publicar un comentario