No podíamos dejar de ir al Parque Nacional de Morrocoy en el estado Falcón. Así que nos dirigimos hasta Tucaca y desde allí a Chichiriviche, para zarpar a Cayo Sal. La idea era acampar una noche en mitad del paraíso.
Cuando llegamos a Chichiriviche, que en lengua nativa de la tribu caquetía significa : "lugar donde nace nuestro sol", quedamos abrumados antes los cayos (islotes) de arena blanca y verde intenso que se veían desde el malecón. Teníamos que decidir a cual ir, y tras negociar con un lanchero, nos pusimos rumbo a Cayo Sal.
Cayo Sal es una isla de arena blanca, aguas transparentes, palmeras, manglares y un salar en en interior del islote. Aquí acampamos y pudimos disfrutar de las bondades que la naturaleza nos ofrecía.
Fue una bonita experiencia disfrutar de esta isla situada dentro del Parque Nacional Morrocoy y aprovechar el Caribe, el sol y la tranquilidad que esta isla nos ofreció.
Durante nuestros días en Cayo Sal, tuvimos la oportunidad de hacer amistad con Yorman y Dimas, un artesano que nos invito a dormir a su casa de Chichiriviche, antes de seguir nuestro rumbo a otros lares.
Cuando llegamos a Chichiriviche, que en lengua nativa de la tribu caquetía significa : "lugar donde nace nuestro sol", quedamos abrumados antes los cayos (islotes) de arena blanca y verde intenso que se veían desde el malecón. Teníamos que decidir a cual ir, y tras negociar con un lanchero, nos pusimos rumbo a Cayo Sal.
Cayo Sal es una isla de arena blanca, aguas transparentes, palmeras, manglares y un salar en en interior del islote. Aquí acampamos y pudimos disfrutar de las bondades que la naturaleza nos ofrecía.
Fue una bonita experiencia disfrutar de esta isla situada dentro del Parque Nacional Morrocoy y aprovechar el Caribe, el sol y la tranquilidad que esta isla nos ofreció.
Durante nuestros días en Cayo Sal, tuvimos la oportunidad de hacer amistad con Yorman y Dimas, un artesano que nos invito a dormir a su casa de Chichiriviche, antes de seguir nuestro rumbo a otros lares.
There, where our sun is born (in the local language it is what Chichiriviche means), we found paradise... The perfect white sand beaches of the Caribbean. The Islands, where you could be Robinson.
The national Park of Morrocoy is made of several small islands and mangrove forests at the coasts of the town of Chichiriviche.
We have chosen to go to Cayo Sal- the island close to the mainland, that was named sal because of the saltwater lagoon that occupies a big part of the island. We visited Cayo Sal outide of the high season,so in order to be able to camp, we had to sign a paper that we do it on or own resposability- but off course- it was worth staying for the night.
While during the day the beaches are quite busy and filled with people, in the afternoon, just before the sunset you can really appreciate the beauty of the place (if the millions of sandflies allow you that). And than we also had a sky full of stars just for ourselves.... and another day to enjoy the sun and the beach!
And on our way back we had the chance to see how helpfull people can be. We had an issue with our boat back to mainland and ended up beeing invited by two local artisans to spend a night at their property.... I still don´t know how we will send this good karma back to universe!
Tam, gdzie rodzi się słońce, czyli Chchiriviche. Z tego całkiem nieciekawego miasteczka nadmorskiego wyruszyliśmy do raju. Park narodowy Morrocoy obejmuje kilkanaście wysp oraz całkiem spore połacie lasów namorzynowych wzdłuż wybrzeża. My wybraliśmy wyspę Cayo Sal- położona jest blisko brzegu, więc transport nie jest przesadnie drogi a ciekawostką jest tutaj słone jezioro w centrum wyspy, od którego bierze ona swoją nazwę.
Cayo Sal to raj o jakim marzą wszyscy Ci, którzy nienawidzą swej pracy, siedząc długimi godzinami za biurkiem, w szare deszczowe dni.... Widoki prosto jak z widokówki! Są palmy, biały piasek jest delikatny prawie jak mąka a woda ma kolor tak błękitny i jest tak przejrzysta, że rozglądając się wokół trzeba się co jakiś czas uszczypnąć, aby sie przekonać że to nie sen....
Cayo Sal jest miniaturowe- w ciągu dnia pełno tu ludzi- bo każdy chce mieć dla siebie swój kawałek raju. Nam udało się uzyskać pozwolenie aby zostać na wyspie na noc (normalnie jest to dozwolone tylko w sezonie, ale po podpisaniu kilku papierków i długich negocjacjach że strażnikiem udało nam się przenocować pod namiotem). Wyspa niemalże pustoszeje wpo południu. Zachód słońca i gwieździste nocne niebo mieliśmy więc już praktycznie tylko dla siebie (noooo ok.... dzililismy go z milionami muszek).
Kolejny dzień przeznaczyliśmy an byczenie się w słońcu (i w cieniu, bo słońce sowicie obdarza swym ciepłem). Wieczorem, kiedy nasza łódką zapomniała nas odebrać po raz kolejny poznaliśmy bezinteresownych ludzi. Lokalni arysci zaprosili nas do swojego domu- oprócz opalenizny zyskaliśmy więc też przyjaciół:)
No hay comentarios:
Publicar un comentario