domingo, 26 de abril de 2015

THE NUT- STANLEY.

Amanecimos en Devonport, en la costa norte de Tasmania, y nuestra misión era recorrerla para buscar sus tesoros como pudieran ser paisajes, playas o pingüinos.
Recorrimos la costa tranquilos hasta llegar a Stanley donde nos esperaba un espectáculo natural incomparable,THE NUT, una colina rocosa que comanda las vistas sobre las diferentes playas y bahías de la zona. Subir hasta allí costó lo suyo, pero desde arriba, contemplando la infinidad de los mares, las costas a ambos lados y las largas y anchas playas de arena todo esfuerzo había merecido la pena. Ademas esta roca alberga una gran cantidad de aves, padelemon o incluso focas y pingüinos.




























                                                                                                                                                                                           photo by Julien




                                                                                                                                                                                       photo by Julien
When we passed by Burnie, we found out that the penguins, that we wanted to see there only come out in the evening, so in order not to lose time waiting, we just went on a little trip to Stanley and the Nut. The Nut is a small peninsula. The weather was perfect so even though the way up was very stipe, we still enjoyed it a lot. The views were breathtaking and we just took our time walking around the top of the hill on the walks that led between nests of many different birds. 

W mieście Burnie dowiedzieliśmy się, że pingwiny, które chcieliśmy zobaczyć pojawiają się dopiero po zmierzchu. Aby nie tracić cennego dla nas czasu ruszyliśmy w dalszą podróż, aby wrócić do Burnie wieczorem.
Naszym celem było miasteczko Stanley i przylądek The Nut, czyli orzeszek:) Pogoda była tak cudowna, że nie było nam straszne nawet bardzo strome podejście na sam szczyt wzgórza Orzeszka:)
No a widoki- wiadomo- absolutnie wspaniałe. Na wzgórzu spędziliśmy więc sporo czasu przechadzając się po wąskich ścieżkach prowadzących pomiędzy wykopanymi w ziemi gniazdami licznych ptaków. Oczywiście z każdej strony znajdywaliśmy coraz to ciekawsze widoki.

ST COLUMBA FALLS Y RUMBO AL INTERIOR.

Debíamos despedirnos de la costa este de la isla, y que mejor manera que un refrescante baño matutino antes de desayunar.Después, ,desde St Helens pondríamos rumbo hacia el interior de la isla, buscando nuevos destinos y paisajes.
Hicimos una primera parada en una cascadas, impresionantes tanto por la belleza de aquel agua que caía sin rumbo fijo, como por el impresionante Rainforest en el que estaban localizadas. Caminar en aquel bosque de helechos gigantes y cuyo verde mas predominante era el del musgo nos trasportaba a películas de efectos especiales.
Después vendrían varias horas en las que conduje por carreteras en la que los paisajes cambiaban continuamente, atravesamos montañas, mesetas ,ríos y ciudades, como la de Lauceston, segunda en magnitud de Tasmania y que se halla a las orillas del río Tamar, en cuyo valle los viñedos y frutales dan colorido al paisaje. Pero nuestro destino final fue Devonport, donde hicimos noche cobijados en un backpakers(hostel de mochileros).



                                                                                                                                                                                 picture by Julien

































After saying goodbye to the cost we entered the inside of the island. We enjoyed the green hills and then entered the magnificent, humid rainforests full of fern trees and moss. There we visited St. Columba Falls. The short walk through the forest was amazing- thats what I always imagined a rainforest to be (maybe just a little bit warmer:)). Deep, green, magical. 
And afterwards we got lost. Following a map on the small roads inside the never ending forests is not easy, especially, when most of them aren't even on the map and there is nobody, who you can ask about the way. But we actually had a lot of fun guessing where we would end up and watching the changing landscapes outside the window!

Chwilowo pożegnaliśmy się z wybrzeżem i ruszyliśmy wewnątrz wyspy. Na początku podziwialiśmy zielone wzgórza pokryte trawą i owcami (do tej pory nie wiem czego było więcej), poźniej zaczął się las. Głęboki, wilgotny, baśniowy. Z każdej strony otaczały nas olbrzymie paprocie a wszystko pokrywał różnokolorowy mech. 
Odwiedziliśmy wodospad St. Columba, do którego prowadził krótki ale przepiękny szlak przez las deszczowy.
Następnie się zgubiliśmy. Nie było to trudne, bo korzystaliśmy z mapy na której nie wszystkie leśne drogi były zaznaczone, a zapytać o drogę nie było kogo. W ten sposób spędziliśmy kilka godzin jeżdżąc po tasmańskim lesie. Oczywiście wielką frajdę sprawiło nam zgadywanie gdzie zakończy się przygoda oraz podziwiając zmieniające się pejzaże za oknem samochodu.