Siempre recordaré la primera vez que cruzamos de Surinam a St Laurent Du Maroni de forma clandestina en una de las embarcaciones que cruzan el río Maroni/Marowijne, fue nuestra primera toma de contacto con la Guayana francesa, una excursión de ida y vuelta desde Surinam para comprar víveres y sentir el lado irregular de la vida.
Pero dos semanas después de haber cruzado de forma ilegal, un 27 de mayo de este 2017, cruzamos de forma regular, con nuestros sellos en el pasaporte. Acabábamos de llegar de un suspiro a uno de los territorios de ultramar de Francia, el Departamento de la Guayana francesa.
El primer impacto en St Laurent Du Maroni fue el de sentirnos un poco "en casa", el de percibir de estar realmente en cualquier lugar de Francia, pero con la poesía del clima tropical coloreando la vida y obra allí reinante.
Saint Laurent du Maroni nos acogió con el mercado en sus calles, con las costumbres francesas en cada esquina y con la propia historia de la colonización en sus muros. Este enclave fue el Centro penitenciario mas grande de Guayana francesa y muchos de esos edificios pueden aún verse. Además aquí la historia es un abanico monstruoso, la esclavitud, las plantaciones de caña de azúcar, la búsqueda de oro o el centro penitenciario marcan gran parte de lo que hoy es esta ciudad.
Aquí cohabitan franceses de Metropole(Francia), amerindios de las etnias Lokono y Kali´na, grupos de los demonidados Bushinenge( Cimarrones) como son los Saramaka, Alukus, Paramacas, Djuka, Hmong laosianos a parte de los extranjeros de Surinam, Haití o Brasil entre otros lugares. La mezcla étnica es alucinante, y la historia detrás de cada rostro un camino entre el pasado abominable y el presente incierto.
Tras visitar y deambular por las calles de Saint Laurent sofocados por la calor y el peso de las mochilas y la historia del lugar, vinieron a recogernos dos amigos nuestros, Camille y Axel, que viven en Guayana y que conocimos allá por el 2014 durante nuestra etapa del viaje por Laos, Camboya y Vietnam. Dos años y medio después volvíamos a juntarnos, en otro continente, y nuestro abrazo atemporal fue el principio de nuevas aventuras.
Nuestros primeros momentos en Guayana empezaban de la mejor manera, con el reencuentro de viejos amigos y la expectativa de nuevas aventuras.
BIENVENUS EN FRANCE, BIENVENUS EN GUYANE!!!
Pero dos semanas después de haber cruzado de forma ilegal, un 27 de mayo de este 2017, cruzamos de forma regular, con nuestros sellos en el pasaporte. Acabábamos de llegar de un suspiro a uno de los territorios de ultramar de Francia, el Departamento de la Guayana francesa.
El primer impacto en St Laurent Du Maroni fue el de sentirnos un poco "en casa", el de percibir de estar realmente en cualquier lugar de Francia, pero con la poesía del clima tropical coloreando la vida y obra allí reinante.
Saint Laurent du Maroni nos acogió con el mercado en sus calles, con las costumbres francesas en cada esquina y con la propia historia de la colonización en sus muros. Este enclave fue el Centro penitenciario mas grande de Guayana francesa y muchos de esos edificios pueden aún verse. Además aquí la historia es un abanico monstruoso, la esclavitud, las plantaciones de caña de azúcar, la búsqueda de oro o el centro penitenciario marcan gran parte de lo que hoy es esta ciudad.
Aquí cohabitan franceses de Metropole(Francia), amerindios de las etnias Lokono y Kali´na, grupos de los demonidados Bushinenge( Cimarrones) como son los Saramaka, Alukus, Paramacas, Djuka, Hmong laosianos a parte de los extranjeros de Surinam, Haití o Brasil entre otros lugares. La mezcla étnica es alucinante, y la historia detrás de cada rostro un camino entre el pasado abominable y el presente incierto.
Tras visitar y deambular por las calles de Saint Laurent sofocados por la calor y el peso de las mochilas y la historia del lugar, vinieron a recogernos dos amigos nuestros, Camille y Axel, que viven en Guayana y que conocimos allá por el 2014 durante nuestra etapa del viaje por Laos, Camboya y Vietnam. Dos años y medio después volvíamos a juntarnos, en otro continente, y nuestro abrazo atemporal fue el principio de nuevas aventuras.
Nuestros primeros momentos en Guayana empezaban de la mejor manera, con el reencuentro de viejos amigos y la expectativa de nuevas aventuras.
BIENVENUS EN FRANCE, BIENVENUS EN GUYANE!!!
Primera vez cruzando a St Laurent e forma irregular. |
(EN)
We actually went there several times- Hector twice, me three times. The border between Suriname and French Guiana, like anywhere around here in the region, can easily be crossed without getting stamped... off course it´s not the legal way, and it only allows you to visit the nearest town, as going inside the land might end up by getting caught. But most of the inhabitants of the two countries on the banks of Maroni river just cross over by boat to do shopping (in Albina/Suriname or St.Laurent/France).
And in the end we also made it the official way ;)
The first impressions were confusing. Here we were, in France, with the typical buidlings, like you can find then anywhere in the south of the country. Big wooden window shutters, solid brick walls, same colours... The mairie was there with a big tricolor flag. Even a monument for those fallen in the world wars....
But it was so different at the same time. French Guiana is the many overseas departments of France. We like to call it France tropicale. It is everything we know from our time living in France, but at the same time nothing is like we know it. A strange mix and a strange feeling we get ever since we came.
The city of Saint Laurent du Maroni was originally built as a penitentiary colony in the middle of 19th century. Most of the historical buildings in the city were all a part of Camp de la Transportation. It was the largest prison of French Guiana. The prisoners from France metropolitaine arrived here for processing- it is possible to visit the former prison (or just sneak in for a short while after a small talk with the cashier;) )
*************************************************************************
(PL)
Zdradzę wam tajemnicę. Granicę między Surinamem a Gujaną Francuską przekroczyliśmy kilka razy (ja 3, Hector 2) ale tylko raz zrobiliśmy to oficjalnie. Jak wszędzie w Ameryce, lokalni mieszkańcy przepływają tutaj na drugą stronę rzeki Maroni (między ALbina w Surinamie a St. Laurent we Francji) małymi łódkami, których sternicy wręcz walczą o klientów, nie zawracając sobie głowy formalnościami. Oczywiści, chcą wjechać wgłąb któregoś z krajów, potrzebne są pieczątki w paszporcie!
Pierwsze wrażenia z powrotu d Francji?Zdezorientowanie. Tak naprawdę do tej pory nie możemy sobie tego wszystkiego logicznie poukładać. No bo jesteśmy we Francji. Ale to nie jest Francja. To Francja Tropikalna- tak ją nazywamy, bo inaczej się nie da.
Architektura w St. Laurent przypominała nam południe Francji- te same kolory, podobny styl, grube mury i wielkie okna z drewnianymi okiennicami, ale tutaj osadzone są one w zupełnie innym krajobrazie. Gorące, wilgotne powietrze i palące słońce nie pozwalają zapomnieć, gdzie jesteśmy. Pomiędzy typowymi budynkami pełno jest drewnianych, kolonialnych domków, które z Francją metropolitarną mają niewiele wspólnego. Wchodząc do supermarketów, przenosimy się w czasie i przestrzeni do Europy, ale obok tych supermarketów są *Chińczyki*- czyli małe i większe lokalne sklepiki, tak typowe dla Ameryki, gdzie znaleźć można wszystko- od peruki, przez croissanta po tofu i grabie. Na weekendowym targowisku w St. Laurent były stoiska z serami, nawet kiełbasy suszone sprzedawali, ale obok, okrągła, ciemnoskóra kobieta nawoływała w jednym z kreolskich języków do kupna jej dachine i gombo.
Inne są twarze, krajobrazy, akcenty i języki, ale są ronda, mairie z wielką flagą, jest pomnik na cześć poległych w wojnach światowych żołnierzy, ludzie spotykają się na apero a biurokracja jest równie upierdliwa (jesli nie bardziej:czyt. karaibski rytm) jak we Francji metropolitarnej. Największą odmianą jest chyba rytm życia- prawdziwie karaibski, tu regułą jest brak reguł a wszystkim rządzi wesoły chaos. No i wszyscy jakoś tak bardziej uśmiechnięci i już od poranka życzą *Miłego wieczoru* (naprawdę, Bon soir można usłyszeć czasem o 10 rano!)
W Saint Laurent większość historycznych budynków to pozostałości po wielkim centrum penitencjarnym, zbudowanym tutaj w połowie XIXw. Camp de la Transportation był ośrodkiem przejściowym w którym ´´segregowano´´ więźniów, wysłanych tutaj z Francji. Historia Gujany jest bowiem nierozerwalnie związana z ´genialnym´ pomysłem, aby wysłać tutaj do pracy więźniów.... oczywiście wynik tej operacji możecie sobie wyobrazić- ale do tej historii jeszcze wrócimy.
No hay comentarios:
Publicar un comentario